W rozmowie z Wirtualną Polską Jarosław Kaczyński poruszył w końcu publicznie temat swoich trudnych relacji z mężem bratanicy, Marcinem Dubienieckim. Twierdzi, że początkowo miał co do niego spore wątpliwości, które jednak minęły, kiedy stwierdził, że to Dubieniecki jest tutaj ofiarą.
Początkowo, nie ukrywam, miałem wątpliwości. Ale po sprawie z tą widowiskową kontrolą policji, doszedłem do wniosku, że nie jest tak, jak o nim mówią - twierdzi prezes PiS. Wielu wybitnych adwokatów – jak śp. mecenas Tadeusz de Virion czy premier Jan Olszewski - nieraz widywali się z osobami skazanymi. Broniłem go, bo stał się ofiarą nagonki. Nie wytrzymałem, gdy dowiedziałem się, że zorganizowano obławę – kilka radiowozów i paparazzich – którzy śledzili go od momentu, gdy wszedł do restauracji. Choć alkomat nic nie wykazał, wyszło na to, że jest pijakiem, który siada za kółkiem po spożyciu alkoholu.
Przypomnijmy: Dubieniecki zatrzymany przez policję
Kaczyński przynaje jednak, że nie wyobraża sobie sytuacji, w której Jan Olszewski mógłby wypowiedzieć opinię podobną do tej o robieniu interesów z gansterem Słowikiem:
O to zdanie miałem duże pretensje do Marcina, ale cóż mogę zrobić? Czy ja jestem jego zwierzchnikiem? Czy mogę powiedzieć Marcie: rozstań się z nim? Przecież to nie moja sprawa. Poza tym jestem katolikiem i trwałość rodziny jest dla mnie fundamentalną wartością. No i są dzieci, a o nie zawsze trzeba dbać w pierwszej kolejności. Powtarzam – Marcin nie jest w PiS, nie jest w żadnej organizacji czy instytucji, na którą mogę mieć jakiś wpływ. On mówi i działa na własną odpowiedzialność i proszę mnie z tym nie łączyć.
Przy okazji Jarosław Kaczyński wyklucza zaangażowanie jego bratanicy, Marty w politykę. Przynajmniej na razie.
Ona na razie nie chce zajmować się polityką. Ma na głowie dzieci, a gdy je odchowa, wróci do pracy. Założyła bloga, bo jest wykształcona, przyzwyczajona do czynnego życia, więc, prawdę mówiąc, trochę jej się nudzi.