Wygląda na to, że aktorce znów się upiekło. Mało komu udałoby się wyjść obronną ręka z sobotniej awantury z udziałem producentów Bitwy na głosy oraz dyrektora Teatru Narodowego, Jana Englerta. Wygląda jednak na to, że Grażyna dokonała tej sztuki.
Przypomnijmy: w minionym tygodniu Szapołowska obiecała Englertowi, że w sobotę punktualnie o 19-tej pojawi się na scenie Teatru Narodowego w roli Eleonory w sztuce Sławomira Mrożka Tango. Jednocześnie przyrzekła producentom Bitwy na głosy, że o tej samej porzez pojawi się na planie programu... Ponieważ nie chciała nadwyrężać ich cierpliwości, szczególnie, że tydzień wcześniej już dali jej wolne, postanowiła wykiwać Englerta. Musiał przez nią odwołać przedstawienie. I to w momencie, gdy widzowie byli już na sali!
Pracownicy teatru twierdzą, że dawno nie widzieli go tak wściekłego. Jednak następnego wieczora Szapołowska jak gdyby nigdy nic przyszła do pracy. I podobno zagrała tak, że nikt nie pozostał obojętny wobec jej talentu. Nawet kipiący resztkami wściekłości Jan Englert. Podobno udało im się dojść do porozumienia.
Swoją drogą, czy to nie idiotyczne? Wystarczyłoby powiedzieć wcześniej, że nie przyjdzie i problem byłby chyba odrobinę mniejszy. Teraz słuszny żal mają do niej wszyscy ci, którzy przyszli na przedstawienie wierząc w jej profesjonalizm.