Grażyna Szapołowska udowodniła w tę sobotę, że łatwa kasa i bycie "celebrytką" są dla niej ważniejsze niż teatr i wizerunek w oczach osób szanujących ją za jej talent. Aktorka zamiast pojawić się na scenie Teatru Narodowego, gdzie gra w sztuce Stanisława Mrożka Tango, zasiadła w fotelu jurorskim programu Bitwa na głosy. Dyrektor teatru, Jan Englert, musiał osobiście wyjść na scenę i przeprosić zgromadzoną widownię, że spektakl się nie odbędzie. Nawet do niego nie zadzwoniła powiedzieć, że ma gdzieś jego sztukę.
Jeszcze wczoraj wydawało się, że Szapołowskiej wszystko ujdzie płazem i nie odpowie za nadszarpnięcie wizerunku tak poważnej instytucji (zobacz: Szapołowska nie poniesie żadnych konsekwencji?). Z rozmowy Englerta z Tok FM rysuje się na szczęście inny obraz sytuacji. Dyrektor teatru grozi swojej koleżance po fachu zwolnieniem.
Od strony prawnej wygląda to tak, że naturalną jest rzeczą rozwiązanie umowy z panią Szapołowską. To jest rzecz, która przechodzi przez wszystkie prawne instancje – mówi Englert. Pani Szapołowska dostała odpowiedź odmowną, kiedy zwróciła się z prośbą o nagrywanie programu w telewizji ze względu na dwie kolejne soboty zajęte przez repertuar Teatru Narodowego. Repertuar ten był już ogłoszony i były już sprzedane bilety. Podjęła decyzję taką, że ważniejszy jest dla niej występ w telewizji, co jest w niezgodzie z etyką i regulaminami teatralnymi. A teraz są jasne i oczywiste skutki prawne.
Wygląda więc na to, że decyzja już zapadła. Do spotkania między Szapołowską a Englertem ma dojść dzisiaj. Jak skomentujecie wybór tej doskonałej niegdyś aktorki rzucenia teatru dla marnej telewizyjnej "roli"? Kto będzie następny?