W niedawno opublikowanej autobiografii Ostatnie słowo Andrzej Żuławski w swoim charakterystycznym stylu opisuje kobiety, które wywarły wpływ na jego życie. Wytyka im liczne - jego zdaniem - niedostatki inteligencji, talentu oraz to, że... brzydko się zestarzały. Oberwało się między innymi Beacie Tyszkiewicz, u której wiekowy reżyser docenił tylko jedną zaletę - biust.
Przypomnijmy jego czułe słowa pod jej adresem:
Ona jest żywym przykładem na to, jak prowadzić karierę, gdy się nie ma talentu. A właściwie ma się jeden talent, czyli biust.
Aktorka zniosła to nienajlepiej.
Wcale nie wymagam, by uznano mnie za utalentowaną. Andrzej zatrudnił mnie w swoim filmie, grałam u niego... Musiało być mu bardzo ciężko pracować z takim beztalenciem. Dlaczego wtedy mnie zatrudnił? - pytała retorycznie w Super Expressie. Ale jeśli ma taką potrzebę serca, mówienia takich rzeczy... Proszę bardzo. Są różni ludzie, jedni donoszą, inni piszą anonimy. Mam nadzieję, że rzeczywiście jest to jego ostatnie słowo.
Zabrzmiało to trochę jak życzenie śmierci. Widać, że nienawiść między nimi jest naprawdę szczera. Po namyśle reżyser postanowił przekręcić kota ogonem i tłumaczy się, że... wcale nie miał na myśli tego, co napisał.
To robota wydawnictwa - oskarża. Podsunęli kolorowym pismom smaczne fragmenty. Nie całą książkę, nie moje życie, tylko wyrywki o dupie Maryni [w tym wypadku - o "dupie Tyszkiewicz" - red.]. Pierwszy film, jaki w życiu zrobiłem dla telewizji, zrobiłem z Beatą. Była najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem w życiu... - wspomina wzruszony w rozmowie z tygodnikiem Wprost. Doskonale zagrała swoją rolę. I była żoną mojego przyjaciela Andrzeja Wajdy. Nie chciałbym, żeby się tym przejmowała. Wolałbym, żeby się z tego śmiała.
Tyszkiewicz postanowiła przychylić sie do jego prośby:
Wyszło na nasze - mówi w rozmowie z Super Expressem. Nie przejmuję się. Zrobię, jak sobie życzy. Potraktuję sprawę z poczuciem humoru.
Rozumiemy, że już nie życzy mu z całego serca, żeby to była jego ostatnia książka.