George Michael przyznał, że jest uzależniony od leków na receptę i powiedział, że świat byłby lepszym miejscem, gdyby więcej ludzi paliło marihuanę.
Piosenkarz, który został złapany już wielokrotnie na tym, jak prowadził samochód odurzony narkotykami, powiedział, że zastanawia się nad wyjazdem z Wielkiej Brytanii, tak by uciec wreszcie przed uwagą mediów. George wyznał też, że do jego niepoprawnych zachowań i autodestrukcyjnych impulsów przyczyniła się śmierć jego matki, która umarła dziesięć lat temu.
Wyjaśniając powód, dla którego znalaziono go śpiącego za kierownicą swojego samochodu w Londynie, piosenkarz powiedział:
W grę wchodziły tutaj leki na receptę, uzależnienie od nich i moja tendencja do łączenia jednego nakrotyku z drugim - dla efektów ubocznych.
Zastrzegł jednak, że nie może powiedzieć więcej, bo sprawa jest nadal w toku.
43-latek wypowiedział się też na temat palenia marihuany:
Moglibyśmy tu teraz usiąść z policjantami i lekarzami i powiedzieliby ci, że każdemu uzależnionemu alkohol poprzestawiał coś w głowie. Gdyby ta sama osoba była uzależniona od marihuany, świat byłby o wiele przyjemniejszym miejscem.
Cóż, Michael nie jest najlepszą reklamą nieszkodliwości marihuany. I to mówiąc bardzo delikatnie.