Chyba już nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę. Każde najnowsze odkrycie na temat konfliktu między Grażyną Szapołowska a dyrektorem Teatru Narodowego, Janem Englertem wprowadza jeszcze większy zamęt. Tygodnik Rewia, powołując się na jedną z pracujących w Narodowym aktorek, ujawnił właśnie kilka zaskakujacych szczegółów. Podobno Szapołowska od miesięcy starała się o rolę w Tangu Mrożka, na którego spektakl ostatecznie nie przyszła, wybierając Bitwę na głosy... A jej bogaty narzeczony uznał, że jak zwykle, wszystko da się załatwić za pomocą pieniędzy.
Grażyna tak chodziła za Englertem i prosiła, by ją dołączył do obsady, że wreszcie jej uległ - mówi źródło tabloidu. A ona, gdy tylko nadarzyła sie okazja większego zarobku, zlekceważyła to. Dziwne, że teraz chce się jeszcze procesować. Podobno zaraz po zajściu jej partner, biznesmen Eryk Stępniewski chciał pokryć szkody teatru.
Grafik przedstawień wywieszany jest na 3 miesiące do przodu. Grażyna wiedziała, że decydując się na udział w programie telewizyjnym, będzie miała problemy. Pewnie myślała, że jakoś to będzie, ale to bardzo nieprofesjonalne. Ustanowienie dublera to nie jest sprawa miesiąca. To godziny prób z całym zespołem, koszty, bo trzeba uszyć kostiumy. Wielu z nas ma dodatkowe występy, zwłaszcza w sobotę. Nie byłoby komu pracować w teatrze, gdybyśmy wybierali to, co dla nas korzystniejsze.
Myślicie, że Grażyna wygrzebie się z tej całej afery? I czy, z drugiej strony, Englert liczy na to, że ludzie zapomnieli o jego gościnnym występie w Gwiazdy tańczą na lodzie i ułatwienie udziału w show swojej żonie?