O tym, że na obrzeżach show biznesu kręcą się celebryci, którzy przychodzą na bankiety głównie po to, by najeść się za darmo, a jak się uda, to zabrać też coś na wynos, wiadomo od dawna. Okazuje się też, że niektóre z bardziej znanych twarzy w zamian za pokazanie się na imprezie oczekują prezentów, a nawet wynagrodzenia.
Szczegóły ujawnia na swojej stronie internetowej producentka programów telewizyjnych o wizerunku i modzie, Dorota Wróblewska.
Miałam bardzo ciekawą rozmowę ze swoją koleżanką, która ma agencję PR i zapraszała mnie na firmową imprezę. Była zdziwiona, że osoby, które zaprasza i na których jej zależy, odmawiają przyjścia i żądaja honorarium - pisze Wróblewska. Są takie, które za przyjście na wydarzenie żądają wynagrodzenia od 1000 do nawet 10 tysięcy złotych. Taką kwotę zażądała agentka w imieniu Patricii Kazadi. Już się wszystkim w głowach pomieszało, powiedziała moja koleżanka. Może tak, może nie, ale jeżeli Kazadi żąda 10 tys. za przyjście to ile trzeba zapłacić bardziej znanym artystom?
Najzabawniejsze jest to, ze Wróblewska sama uważa zwyczaj płacenia celebrytom za pojawienie się na imprezie za zupełne usprawiedliwiony. Szokują ją jedynie stawki.
Powiem szczerze, nie dziwię się, że ktoś prosi o pokrycie kosztów swojego przyjścia. Każde wyjśce na imprezę = praca. Żeby dobrze wypaść osoba publiczna musi w siebie zainwestować. Makijaż 150 - 300 zł, stylizacja 300 - 3000 zł, taxi 30-60 zł. Jednorazowe wyjście kosztuje średnio 300-3000 zł - podlicza na swoim blogu.
Myślicie, że Kazadi jest warta 10 tysięcy złotych?