We wczorajszym, kolejnym już półfinale _**Must be The Music. Tylko muzyka**_ spotkało się ośmiu wyjątkowo silnych uczestników. Grono to z pewnością można było nazwać "grupą śmierci", co miało również przełożenie na niemal same pozytywne opinie jurorów.
Odcinek rozpoczął występ skrzypka Marcina Dilinga. Jego wykonanie Czardasza bardzo przypadło do gustu Adamowi Sztabie. Mamy już jednego skrzypka w finale. Dysponujesz o wiele lepszą techniką od niego! Bardzo dobry występ, gratuluje. Podobnego zdania był Łozo: Tomek Dolski musi się bać, bo nadchodzi Marcin Diling.
Jako druga zaprezentowała się 16-letnia Magda Wasylik, która zachwyciła sędziów na castingach. W tym etapie zdecydowała się na piosenkę Edyty Górniak, List. Tak patetyczny utwór spotkał się jednak z dość dużym dystansem ze strony komisji. To są piosenki, których ja nie za bardzo lubię, bo to jest taki patos, który tanizną trąci - argumentował Sztaba, który ostatecznie i tak pochwalił nastolatkę: Ale trzeba mieć niesamowite możliwości, żeby tak to zaśpiewać, a my byliśmy zachwyceni. Dość ostro potraktowała ją Elżbieta Zapendowska: Dreszcz mi nie przebiegnął ani razu, nigdzie. W związku z tym - jestem na nie.
Dobre wrażenie zrobiło też Trio Chłopaków, którzy postanowili wykonać ten sam, co na castingu utwór: własną aranżację _**Zegarmistrza światła**_ Tadeusza Woźniaka. Tym razem jednak towarzyszył im jedenastoosobowy zespół. _**Ja dostałem tak z liścia porządnie, bardzo pozytywnie**_ - chwalił Łozo, który pozytywnie wypowiadał się również o Boogie Boys. Kojarzycie mi się z Blues Brothers, fajnie wyglądacie, fajnie się zachowujecie na scenie, fajnie gracie, ja was kupuje. Mniej entuzjastyczny był Sztaba: Jesteście fajni, uśmiechnięci, fajnie się na was patrzy, fajnie się was słucha. Poszliście w show, a jesteście pianistami, tutaj tego nie było, stać was na więcej.
Najmocniejszym punktem odcinka był jednak występ olsztyńskiej kapeli Enej, która w swojej twórczości odwołuje się zarówno do kultury polskiej, jak i ukraińskiej. Panowie, był zajebisty ogień, wielkie brawa. Bardzo podobał mi się strój golasa, bębniarza. Gracie naprawdę zajebiście - nie mógł nachwalić się lider Afromental. Wtórowała mu Kora: Jesteście doskonali. To wszystko się klei, jest wiarygodne, doskonałe. Chciałabym was usłyszeć w plenerze, bo to jest coś naprawdę superowskiego. Zapendowska zachwycona była wokalistą. Jestem pod dużym wrażeniem wokalisty, którego nie doceniłam w poprzednim etapie. Cudownie, że są takie zespoły, które łączą kultury, jestem zachwycona. Sztaba zobaczył w zespole nadzieję polskiego rynku muzycznego: Oczekuje dobrego rysu, żebyście się odróżnili od tego całego tałatajstwa, to wszystko było, jestem na tak!
Następnie zaprezentował się taksówkarz Paweł Myszczyszn, który najpierw zbił z tropu wszystkich, zaczynając od fragmentu utworu Andrei Boccellego, aby następnie... rozedrzeć koszulę i zaśpiewać hit AC/DC. Wkręciłem się, byłem przerażony! - przyznał Sztaba. Wspaniały wokal, gratuluję, znakomicie. Podobnie entuzjastycznie ocenił występ duetu Tea Time Boogie. Pan rytmicznie śpiewa fantastycznie, co w tej szerokości geograficznej jest zapomniane - argumentował.
Jako ostatni wystąpili preferujący ciężką muzę rockmani z zespołu NOKO. Ich autorska ballada zdobyła serca jurorów. _**Kochani, jesteście na drodze do mistrzostwa**_ - mówiła sceptycznie nastawiona na castingach Kora. Wszystko się klei, wszystko jest tak, jak ma być. Chwaliła również Zapendowska: Wokalista świetnie zaśpiewał, świetnie! A mówią, że nie ma zdolnych facetów na polskim rynku, to słuchajcie tego dziada! Wtórowała im męska część składu sędziowskiego: Ten wykon był zajebisty, brawo, brawo, brawo! - stwierdził krótko Łozo. Oto najlepszy zespół pierwszej edycji Must be The Music! - zawyrokował Sztaba.
Po raz pierwszy w dotychczasowych półfinałach zdarzyło się tak, aby oceny jury szły w parze z głosami widzów. Tym razem jednak faworyci sędziów znaleźli uznanie również w oczach telewidzów - do finału dostały się dwa świetne zespoły Enej i NOKO. Głosowaliście na nich?