Grażynie Szapołowskiej grunt osuwa się pod nogami. Po tym, jak została zwolniona dyscyplinarnie z Teatru Narodowego, gdy nie pojawiła się na zaplanowanym kilka miesięcy wcześniej spektaklu tylko po to, by zjawić się w studiu Bitwy na głosy, mało kto traktuje ją jeszcze poważnie. Sama zainteresowana wyciąga najcięższe działa i atakuje swojego "oprawcę", Jana Englerta, byle tylko usprawiedliwić swoje zachowanie (zobacz: "ENGLERT CHCIAŁ LINCZU! Wykonano na mnie wyrok!").
Przypomnijmy, że w jednym z wywiadów Szapołowska stwierdziła nawet, że Telewizja Polska zaoferowała się, by pokryć koszty odwołanego z powodu jej nieobecności w spektaklu. Englert miał tę propozycję odrzucić:
Telewizja Polska zaproponowała, że wykupi przedstawienie, dlatego zdecydowałam się podpisać umowę - argumentowała w Fakcie. Dyrektor wyrzucił asystentkę produkcji "Bitwy na głosy" ze swego gabinetu. A TVP na piśmie zaproponowała pokrycie wszelkich kosztów odwołanego spektaklu łącznie z wypłatą honorariów aktorskich i wykupieniem całej puli biletów! Jest na ten temat stosowne pismo.
Co innego twierdzi jednak TVP. W oświadczeniu prasowym czytamy, że oferta taka… nigdy nie padła!
Telewizja Polska wyjaśnia, że nigdy nie proponowała na piśmie, ani w żadnej innej formie pokrycia wszelkich kosztów spektaklu teatralnego, „łącznie z wypłatą honorariów aktorskich i wykupieniem całej puli biletów”, odwołanego z powodu udziału pani Szapołowskiej w programie "Bitwa na głosy" – mówi rzeczniczka prasowa stacji Joanna Stempień-Rogalińska.
Biorąc pod uwagę, że Szapołowska i Englert z przyjemnością wypowiadają się na ten temat w mediach, z niecierpliwością oczekujemy na rozwoj sytuacji.