Jak było do przewidzenia, ten wątek wciąż się rozwija. Wprawdzie Jan Englert obiecał w Super Expressie, że nie będzie kontynuował kłótni z Grażyną Szapołowską na łamach tabloidów, ale poczuł się dotknięty jej niedawną wypowiedzią w Fakcie. Chodzi o fragment, w którym aktorka sugeruje, że dyrektor Teatru Narodowego dostosowywał grafik spektakli do zobowiązań telewizyjnych swojej żony, Beaty Ścibakówny, która wówczas brała udział w niezapomnianym show Dwójki Gwiazdy tańczą na lodzie.
Pamiętam sytuację, kiedy spektakl zaczynał się nawet o 16, bo koleżanka aktorka miała wieczorem inne zobowiązania - mówiła w wywiadzie Szapołowska. Może nikt nie spodziewał się, że jedna z koleżanek pracujących w Teatrze Narodowym tak daleko zajdzie w tym programie. Nie boję się głośno mówić o stosowaniu podwójnych standardów.
Te właśnie słowa rozwścieczyły Englerta.
Jan Englert jest oburzony zachowaniem dawnej podwładnej i koleżanki po fachu - mówi w rozmowie z tygodnikiem Rewia jeden z aktorów Teatru Narodowego. Jest znany z tego, że nie pomagał w karierze żonom.
Zdaniem informatora tabloidu, w sytuacji wypomnianej Englertowi przez Szapołowską zmieniono godzinę przedstawienia nie ze względu na popisy Ścibakówny na lodzie tylko z innego powodu. Wtedy wynajęto salę teatru za duże pieniądze - mówi źródło.
Co zabawne, w tym samym czasie, gdy w mediach trwała burza dotycząca awantury między Szaplowską i Englertem, na planie serialu _**Układ warszawski**_ kręcono scenę miłosną z udziałem dwójki skłóconych aktorów. Szapołowska i Englert całowali się namiętnie na planie, po czym aktorka wymierzyła byłemu koledze bolesny policzek. Odbyło się to zgodnie ze scenariuszem, ale ta scena musiała przynieść aktorce sporo satysfakcji...