Nasz informator donosi, że Krzysztof Ibisz znalazł dobrze (miejmy nadzieję) płatną fuchę na obchodach Dnia Strażaka we wrocławskiej Hali Ludowej. Ludzie, którzy przyszli tam na koncert Lady Pank byli niemile zaskoczeni, musząc słuchać wymuszonych/wyuczonych "żartów" prowadzącego. Według relacji naszego źródła Ibisz solo jest jeszcze gorszy niż w duecie z Cichopek:
Około godziny 19:30 wszedł pewnym krokiem na scenę. Po powitaniu powiedzial: "Oj, przepraszam, zapomniałem się przedstawić. Zygmunt Chajzer." Pierwszy żałosny żart. Ale Krzys brnął dalej. Powiedział: "Oczywiście żartuję, chociaż tak naprawdę to jestem dziś w zastępstwie. Dzisiejszą imprezę miał poprowadzić sam Michael Jackson". Ludzie patrzyli zażenowani, a Krzyś dążył do puenty: "A propos Michaela - wiecie dlaczego Michael nie slucha muzyki w sluchawkach? bo sciaga je razem z uszami".
Z racji tego, że była to impreza głównie dla strażakow i motywem przewodnim był ogień, Krzysztof reklamował czujki, które zapewniają bezpieczenstwo domom ("Czujki do zakupu przy wyjściu z budynku za jedyne 70 zł!") oraz przepytywał ludzi ze znajomosci numerow alarmowych na straż pożarną. Na zakonczenie "zażartował": "A strażakom zazdroscimy... sikawek!"
Ciekawe, kto napisał Ibiszowi taki scenariusz na wieczór. A może sam coś takiego wymyślił? Nie miejcie złudzeń - "gwiazda" w Polsce, żeby zarabiać dobre pieniądze musi być z plasteliny, robić fikołki i recytować NAJGORSZE żarty.