Jan Englert od dawna ukrywał swoje problemy ze słuchem. Miał nawet problem, by przyznać się do nich przed samym sobą. Pogarszający się słuch aktora, który wczoraj skończył 68 lat, wymógł na nim jednak wreszcie wizytę u specjalisty. Ten polecił mu pilne zakupienie aparatu słuchowego.
Nie pozostało mu nic innego, jak tylko sprawić sobie dyskretne urządzenie. Zdaniem znajomych aktora, dzięki temu nabytkowi jego życie zyskało zupełnie inną jakość.
Jan nie słyszał, kiedy ktoś mówił do niego stojąc tuż za nim, a jego komórka mogła dzwonić bez końca - mówi w rozmowie z Rewią kolega Englerta. Zawsze patrzył mówiącemu na usta. Jednak w naszym zawodzie taka dolegliwość to spory kłopot i nie da się tego długo ukryć. Na szczęście dzisiaj medycyna radzi sobie z takimi problemami.
Aktor wybrał ten sam model aparatu słuchowego, jakiego przez lata używał jego wielki przyjaciel, nieżyjący już Gustaw Holoubek. Podobno sprawdza się doskonale. Szkoda tylko, że zwlekał z tym aż tak długo. Niestety, przyznanie się przed samym sobą, że nie jest się już w pełni sprawnym, bywa najtrudniejsze.