Alicja Bachleda-Curuś liczyła na to, że jej były kochanek zachowa się honorowo i będzie płacił alimenty na ich wspólnego synka. Jest milionerem, powienien więc zapewnić utrzymanie jej i dziecku. Niestety, wyglada na to, że po raz kolejny się przeliczyła.
To typowy Irlandczyk, który nie lubi szastać forsą - mówi w rozmowie z Na żywo znajomy aktorki. Śmieszą mnie komentarze z Polski, że Alicja dzięki związkowi z Colinem nie musi martwić się o swoją przyszłość. Nie była żoną Colina, więc nie ma prawa do jego majątku, tak jak eksmałżonka Farrella Amelia Warner, która dostała od niego po rozwodzie 2 miliony dolarów.
Gdyby Alicja i Colin mieszkali w którymś z 11 stanów USA, w których obowiązuje Common Law Marriage, aktorka miałaby prawo do majątku zarabiającego miliony aktora. W Teksasie czy Kolorado pary mieszkające razem przynajmniej przez rok traktowane są tak jak małżeństwa. W Kalifornii Alicja nie ma podstaw rościć sobie jakichkolwiek praw do finansów byłego kochanka.
Mogłaby oczywiście wystąpić o alimenty dla ich wspólnego synka, tak jak zrobiła matka starszego dziecka aktora, Kim Bordenave, otrzymująca miesięcznie 30 tysięcy dolarów. Ale Bachleda Curuś jest na to zbyt dumna i niezależna.
Postanowiła udowodnić wszystkim, że świetnie sobie poradzi sama. To dlatego tak ostro negocjowala swój gościnny udział w programie X Factor. W najbliższym czasie Alicja zagra też w dużej międzynarodowej produkcji Bitwa pod Wiedniem. Jednak na tym propozycje pracy się kończą. Losy odkładanego od lat filmu The Absinthe Drinkers, w którym miała zagrać główną rolę, rysują się jeszcze bardziej niepewnie niż dotąd. Ostatni film, z jej udziałem - The Girl Is In Trouble nadal czeka na premierę. W tej sytuacji wybawieniem może okazać się kontynuacja współpracy z firmą Procter&Gamble, która chce podobno przedłużyć z nią kontrakt.
Jak myślicie, czy Colin powinien czekać na pozew, zanim zacznie dawać Alicji pieniądze na utrzymanie jego syna? A może powinien sam jej to zaproponować?