Manuela Gretkowska, zainspirowana obrazoburczą i bolesną literaturą jej byłego faceta, Andrzeja Żuławskiego, postanowiła napisać podobną książkę. W powieści Trans *podobnie jak w *Nocniku fantazja miesza się z rzeczywistością, a głównym celem jest poniżenie byłego partnera. Oraz siebie przy okazji.
Gretkowska, która przeżywała etap patologicznej miłości z Żuławskim 20 lat przed Weroniką Rosati, opowiada o ich sadomasochistycznych, jak sama je określa, relacjach w nowej Vivie. Przyznaje nawet, że mogło się to skończyć w jej wypadku... samobójstwem. Twierdzi, że widzi te same schematy w relacjach Żuławskiego z Rosati:
- Toksyczna miłość, czy raczej pseudomiłość, odurza jak narkotyk i uzależnia. Pisząc o uczuciach, starałam się nie kłamać. Trudno było zobaczyć siebie w błocie. Nie obrzucać nim "winnych". Uświadomiłam sobie, jak byłam nieszczęśliwa i jednocześnie tym zachwycona.
- Byłaś i ofiarą, i katem?
- Tak, na zmianę. Ciężka praca, na kilka zmian, żeby uwierzyć, że sadomasochistyczna gra to jednak miłość. Zresztą procesowa farsa afery Żuławski-Rosati wydaje się przedłużeniem takiej gry. Ktoś bez sadystycznego zacięcia nie wywlekałby pewnych historii publicznie. A druga strona nie poszłaby do sądu, szukając siebie w powieści. Ofiara ma udowodnić przed sądem, że nie jest wymysłem i dziwką? Karkołomne.
- Po której jesteś stronie?
- Po stronie wolności. Każdy ma prawo mówić, co myśli. Sądowi nie wolno "aresztować" powieści i decydować, co mogę, a czego nie mogę czytać.
- Nie żal Ci pokrzywdzonej kobiety?
- Nie żyjemy w średniowieczu. Kobiety są wolne. Nikt nie zmusza nikogo do bycia w złym związku. Wiele młodych dziewczyn pakuje się w toksyczne relacje. Pcha je do tego wewnętrzne pokręcenie zwane pobłażliwie "naiwnością".
Zgadzacie się z taką oceną Weroniki? Rzeczywiście, widziała, że zadaje się z jakimś dziwnym starcem. Co ją w nim pociągało?