W kolejnym odcinku X Factor producenci show zaserwowali nam 1,5 godziny kompletnych nudów. Wykonawcy, którzy zostali w programie, musieli zaśpiewać utwory w aranżacji big bandowej. Większość z nich nie czuła tego stylu i w ogóle nie przyłożyła się do występów.
Pierwsza wystąpiła Magorzata Stankiewicz z Fly Me To The Moon Franka Siniatry. To był pani najlepszy występ w finale, ale ten angielski. Ciągle między Ewą Minge a albańskim uchodźcą – śmiał się Kuba. Zaraz po niej You Know My Name Chrisa Cornella zaśpiewał Mats Meguenni, któremu jurorzy nie szczędzili słów krytyki. Od początku do końca nie radziłeś sobie – mówił Czesław. Tutaj talent jest kompletnie niewykorzystany. To był fałsz na fałszu. To był słabo wybrany repertuar – dodała Majka.
Dziewczyny również zdecydowały się na utwór Siniatry. Ich wykonanie Sway nie zrobiło jednak wrażenia na Wojewódzkim. Od dwóch odcinków robicie wszystko, żeby się podobać. Bez klasy. Potańcówka. To populizm. Big bandowe disco polo – wytykał im Kuba. Czesław zasłynął jedną wypowiedzią: Mnie to bardzo podniecało.
Klasyk z lat 50-tych, Fever, zaśpiewał Michał Szpak. Sablewska nie miała żadnych wątpliwości, że to właśnie on dotrze najdalej w tym programie: Najlepszy twój występ zobaczymy w finale, bo już tam cię widzę. Ada Szulc zaśpiewała Feeling Good, a Gienek Loska My Way Siniatry. Absolutnie fantastyczne i wspaniałe – zachwycała się jego występem Maja.
Decyzją widzów do dogrywki stanęli Mats oraz zespół Dziewczyny. Ostatecznie Czesław przed odejściem z programu uratował wykonawcę z grupy Mai. Zgadzacie się z tą decyzją? Kto był Waszym zdaniem najgorszy?