Dramatyczna sytuacja miała miejsce podczas niedzielnego koncertu Dody na warszawskim Bemowie. Piosenkarka w stroju anioła miała majestatycznie spłynąć na scenę. Niestety, coś poszło nie tak i Doda, rozpaczliwie machając rękami przekazywała obsłudze wskazówki w rodzaju: Nie, nie! Kurwa, stop!. Zza kulis na scenę wybiegł brat Dody, Rafał, ale niewiele mógł jej pomóc. W końcu technicy opuścili na ziemię przeklinającą w niebogłosy piosenkarkę.
By mnie zabili na pierwszym koncercie, naprawdę, zajebiście, dzięki - zagaiła przyjaźnie Doda, po czym dodała. Spoko, nie potrzebuję motywacji, generalnie mam wszystko w dupie i zaczynam od początku, jedziemy.
Dalsza część koncertu przebiegła już bez zakłóceń.
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.