W zeszłym tygodniu burzę wywołały słowa Michała Piroga. W wywiadzie z Takie jest życie choreograf ogłosił, że Doda nie uregulowała z nim rachunków za pracę, jaką wykonał dla niej przed laty. Teraz tłumaczy się ze swoich słów mówiąc, że został źle zrozumiany. Cóż, jego oskarżenia były dość jasne... Przypomnijmy: Piróg: "Doda wciąż mi nie zapłaciła!"
Nie sądziłem, że moja słowa zostaną tak opacznie zrozumiane. Nie było mnie kilka dni w Polsce i gdy wróciłem, odebrałem z 50 telefonów od dziennikarzy. Nie wiedziałem, co się dzieje. Zadzwoniła do mnie nawet sama Doda! Była zdziwiona – tłumaczy się Michał w rozmowie z tygodnikiem. Absolutnie nie potwierdzam moich problemów z Dodą, bo my ich po prostu nie mamy! Normalnie rozmawiamy i widujemy się. Cała sprawa została źle zrozumiana i wyszło na to, że my się z Dodą personalnie kłócimy.
Piróg twierdzi, że za brak wypłaty obwinia byłych menedżerów Rabczewskiej, którzy zajmowali się nią, zanim ta trafiła od skrzydła Mai Sablewskiej.
Owszem, są nieuregulowane sprawy organizacyjne z jej byłym menadżmentem, czyli ludźmi, którzy opiekowali się Dodą podczas tego nieszczęsnego Opola, które było 6 lat temu. Jak mówisz o takiej sytuacji, to siłą rzeczy posługujesz się nazwiskiem artysty... A prawda jest taka, że są to sprawy poza mną i poza Dodą. To mój menedżment ma problem z jej byłym menedżmentem – tym, który z nią wtedy współpracował. Przecież teraz Dodą opiekuje się ktoś inny.
Jesteśmy ciekawi, czy stosunki między Michałem a Dodą pozostają przyjacielskie. Nie wyobrażamy sobie, by Rabczewska mogła mu wybaczyć nazwanie jej płyty "najtragiczniejszą w jego kolekcji"... Czy to też zostało "opacznie zrozumiane"?