Doba, która upłynęła od niedzielnej dogrywki, podczas której Wojewódzki z Mozilem nawet nie dopuścili jej do głosu, nie ukoiła nerwów Mai Sablewskiej. Przed nagraniem chwaliła się przecież, jak wielka odpowiedzialność na niej ciąży. Była przekonana, że to do niej będzie należał decydujący głos w sprawie finału. Miniony odcinek zakończył się dramatycznie. "Zdradzona" przez swojego promotora Małgorzata Stankiewicz miala łzy w oczach. Maja zaś krzyczała do producentów: Co to wszystko miało znaczyć??? Złość nie przeszła jej do tej pory.
Chciałabym, aby uczestnicy, którzy zostali w programie, ale też ci, którzy przyjdą w następnych edycjach, czuli się komfortowo, nie czuli się oszukiwani, a jury żeby było sprawiedliwe. Ja będę w tym programie broniła profesjonalnych odczuć muzycznych - powiedziała zdenerwowana Super Expressowi dzień po tych wydarzeniach. Mnie nigdy nie interesowało dogadywanie się, bo cenię sobie czyste relacje, szczególnie wobec widza.
Wierzycie w jej idealizm?