Pod koniec zeszłego tygodnia Amy Winehouse znów trafiła do ośrodka odwykowego. Jak twierdzi jej rzecznik prasowy, jest to jedynie rutynowa wizyta, która ma na celu wzmocnienie efektów dotychczasowej terapii. Ponoć namówił ją do tego ojciec, który zauważył, że znów za dużo pije. Okazało się jednak, że sprawa jest o wiele poważniejsza.
Jak donosi brytyjski The Sun, lekarze w klinice Priory w Londynie ostrzegli piosenkarkę, że jeżeli nie zmieni radykalnie swojego stylu życia, jej stan będzie się szybko pogarszał. Zagrozili również, że jest to jej dla niej ostatnia szansa, aby uratować nie tylko zdrowie, ale nawet życie.
To dla Amy ostatni dzwonek - mówi informator magazynu. Lekarze przeprowadzili z nią poważną rozmowę, bo i jej sytuacja jest naprawdę poważna. Prawda była gorzka, ale musiała ją usłyszeć.
Ojciec wokalistki, Mitch Winehouse, jest bardzo zaniepokojony stanem swojej córki. Wielokrotnie udowadniał już, że jest skłonny zrobić dla niej bardzo wiele. Podobnie jest i teraz, ale tym razem wspiera go również chłopak Amy, Reg Traviss.
Obaj martwią się tym, co się z nią dzieje - dodaje źródło. Mitch przechodził to już, kiedy Amy była uzależniona od narkotyków. Teraz musi poradzić sobie z kolejnym wyzwaniem, ale ich wsparcie jest niczym, jeżeli ona sama nie będzie chciała z tego wyjść.
Na razie nie wiadomo, jak długo Winehouse pozostanie w klinice. Jej trasa koncertowa ma się rozpocząć już za kilkanaście dni...