Dominique Strauss-Kahn nie należy obecnie do ulubieńców Ameryki. Były już szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego został oskarżony o gwałt na pokojówce nowojorskiego hotelu, w którym się zatrzymał. Od samego początku skompromitowanego polityka wspierała żona, Anne Sinclair. Twierdzi, że nie wierzy, że jej mąż zmusił do seksu oralnego 32-letnią imigrantkę z Afryki. Wygląda na to, że w ogóle niewiele jej przeszkadza w jego "stylu życia".
Dziś w sądzie w Nowym Jorku ruszył proces Strauss-Kahna. Na pytanie sądu, czy przyznaje się do winy odpowiedział, że jest niewinny. Następna rozprawa odbędzie się dopiero 18 lipca, a oskarżony będzie oczekiwał na nią w areszcie domowym - a raczej hotelowym - za który zapłacił milion dolarów kaucji oraz dodatkowo 5 milionów dolarów poręczenia majątkowego. Pozostaje on w luksusowym domu na obrzeżach miasta, który wynajęła jego żona - znajduje się pod stałą kontrolą policji i ochrony (za którą musi płacić), nosi również specjalną elektroniczną "obrożę" z nadajnikiem.
Gdy oskarżenia pokojówki okażą się prawdziwe, Strauss-Kahn może trafić do więzienia nawet na 25 lat. Jednak jak zastrzegają prawnicy Francuza - a dowodzi nimi słynny Benjamin Brafman, gwiazda amerykańskiej palestry - są w posiadaniu informacji, które mogą "znacznie podważyć wiarygodność" powódki. Za skarżącą polityka kobietą murem stoją jej koledzy i koleżanki z pracy. Kiedy Strauss-Kahn wchodził dzisiaj rano do sądu, skandowali: "Wstydź się!".
Strauss-Khan z pewnością wykorzysta swoje olbrzymie pieniądze i wpływy, by jeszcze bardziej poniżyć skrzywdzoną kobietę. Czy opinia publiczna mu na to pozwoli?
Były szef MFW może już chyba pożegnać się ze swoją polityczną karierą. To prawdziwy cios dla francuskich socjalistów, którzy widzieli w nim konkurenta Nicolasa Sarkozy'ego w wyborach prezydenckich 2012 roku. Sondaże dawały mu dużą przewagę nad obecnie urzędującą głową państwa.
Czy ta sprawa okaże się przełomowa, a francuskie elity, które dotąd broniły przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości m.in. Romana Polańskiego, ugną się pod presją faktów i światowej opinii publicznej? Najbliże miesiące pokażą, czy bogatym i bardzo wpływowym ludziom naprawdę wolno więcej.