Wygląda na to, że Kuba Wojewódzki i Michał Figurski nie za bardzo przejęli się cięgami, które zebrali po wykonaniu piosenki Po trupach do celu o tragedii smoleńskiej, czy nazwaniu Lecha Kaczyńskiego osobą niepełnosprawną umysłowo. Tym razem poszli jednak innym tropem. Podczas wizyty *Baracka Obamy *w Polsce postanowili zrobić sobie żarty z osób ciemnoskórych. Obrazili jednak osobę, która postanowiła nie puszczać tego płazem.
Może zadzwonimy teraz do Murzyna? Krajowy rejestr Murzynów... Gajadhur, tak, Murzin. Dzisiejszą audycję sponsoruje warszawski oddział Ku-Klux-Klanu. W jakiej sieci on może mieć telefon? Która się z czarnym kojarzy? Buszmeni? - takie słowa padły z ust dziennikarzy na antenie.
Wojewódzki i Figurski dodzwonili się do Alvina Gajadhura, rzecznika prasowego Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego, który jest hindusem i urodził się w Polsce. W rozmowie z Gazetą Wyborczą Gajadhur twierdzi, że audycja była skrajnym przykładem ksenofobii i rasizmu.
Znam się na żartach. Wiem, co to pastisz i mam dystans do siebie, ale to było przegięcie. Kpiny z koloru skóry nie mają nic wspólnego z żartem - wyjaśnia. Nigdy nie rozmawiałem z tymi panami, nie rozumiem, kto dał im prawo do takiego traktowania mojej osoby i osób o ciemnej karnacji. Nawet gdybym miał korzenie murzyńskie, czy byłby to powód do śmiechu czy drwin?
Sprawę zgłosił do Rady Etyki Mediów, która po jej zbadaniu stwierdziła, że "demonstrowanie rasizmu wykracza poza granice satyry i etycznego dziennikarstwa". Radio Eska Rock broni się, twierdząc, że przytoczon zdania "były wyrwane z kontekstu" i powinny być badane jedynie jako część całości. Wojewódzki twierdzi natomiast, że "taka jest konwencja ich programu".
Jak oceniacie, czy dotarli właśnie do granicy "konwencji"?