Marta Żmuda-Trzebiatowska wiązała wielkie nadzieje ze swoim debiutem w amerykańskiej produkcji Love Wedding Marriage. Liczyła na to, że stanie się on wstępem do międzynarodowej kariery. Niestety, raczej się tak nie stanie, gdyż film zebrał właśnie fatalne recenzje.
"Love Wedding Marriage" to jeden z tych zupełnie niepotrzebnych filmów, które powodują, że chce ci się krzyczeć, albo przynajmiej zastanawiasz się, dlaczego ktoś postanowił go zrealizować - napisał recenzent Hollywood Reporter. Mamy tu do czynienia z nudnymi, sztywnymi dialogami i bohaterami, którzy robią z siebie kompletnych bałwanów.
Wygląda na to, że nie jest to odosobniona opinia.
Nazywanie "Love Wedding Marriage" sitcomem byłoby obrazą dla sitcomu, który czasem bywa śmieszny - napisała dziennikarka Assosiated Press. Oglądanie tego filmu to żmudne brnięcie przez serię dziwacznych momentów z udziałem bohaterów, którzy w ogóle nie przypominają ludzkich istot.
Oberwało się także aktorom. Jane Seymour *mogła o sobie przeczytać, że wypadła karykaturalnie, a *Mandy Moore - że do perfekcji opanowała sztukę gry z półotwartymi ustami. Marcie Żmudzie-Trzebiatowskiej nikt nie poświęcił nawet słowa. Może to i lepiej?