Kuba Wojewódzki znów ma na pieńku z prawicowymi politykami, który ze względu na jego epizod z polską flagą w kupie nie chcą, by brał udział w organizowaniu tegorocznej imprezy z okazji przejęcia przez Polskę prezydencji w Unii Europejskiej. Pod koniec maja Kuba spotkał się twarzą w twarz z Ludwikiem Dornem oraz Zbigniewem Girzyńskim w programie Tomasz Lis na żywo, w którym bronił swoich racji. Tym razem atakuje polityków PiS w Newsweeku.
W Polsce powszechnie gwałcone jest dobro, również to tak zwane wspólne dobro, do którego zaliczam kulturę. To jest sacrum, którego trzeba bronić - mówi Kuba. Przecież nie siłą oręża państwa polskiego przetrwaliśmy zabory, wojnę, komunizm, IV RP, tylko siłą polskiej kultury. A często odnoszę wrażenie, że jest zbędnym dodatkiem, który stanowi jedynie obciążenie dla budżetu. Są politycy, którzy twierdzą, że kultura tylko wtedy ma wartość, kiedy jest skuteczna politycznie. I tu mam na myśli głównie polityków PiS.
Wystarczy przypomnieć oprotestowany przez nich koncert Madonny albo to, co teraz w Sopocie robią z Leszkiem Możdżerem, artystą znanym na całym świecie. Jakiś niedoedukowany radny PiS uznał, że Możdżer może ukraść sprzęt muzyczny, za który zapłaci miasto... Dla PiS Leszek jest pewnie zbyt wyluzowany, barwny, wolny i prawdziwy. A jak wiadomo humor, wolność i prawda to są sfery, których ta partia najbardziej się boi.
Wojewódzki członków partii Jarosława Kaczyńskiego nazwał dodatkowo "szkodnikami kulturowymi". Krytykuje też polityków Platformy, za organizację wizyty Baracka Obamy w Polsce, przy okazji wbijając kolejną szpilę Edycie Herbuś:
Niedawno był w Polsce Barack Obama, przez życzliwych Polaków zwany Osamą. Przyjechał z Londynu, gdzie grillował, popijał piwo, zagrał w ping-ponga, a u nas dostał Umschlagplatz, Grób Nieznanego Żołnierza i spotkanie z rodzinami smoleńskimi. Jakby Polska była krajem, w którym myśli się tylko o przeszłości, bliznach wojennych i inkwizycji.