Po zerwaniu współpracy z Mają Sablewską Marina Łuczenko zdecydowała się iść w ślady Edyty Górniak i samodzielnie kierować swoją karierą. Pod okiem producenta Rafała Malickiego nagrywa debiutancką płytę, którą zapowiada już od kilkunastu miesięcy. W wywiadzie z Takie jest życie twierdzi, że na kilkanaście tygodni zaszyła się w studiu, gdyż nie chciała się pokazywać publicznie bez produktu do promowania.
Jak pracowałam z moją byłą menedżerką, to dużo mówiłam a propos płyty, o tym, jaka to ona będzie i co to się będzie działo. Niestety, więcej mówiłam, niż tak naprawdę się działo. Nikt nie docenił moich możliwości, mojego zamysłu i tego, co wtedy chciałam zrobić - żal się Marina. W pewnym momencie trochę mnie to podirytowało, że ludzie zaczęli odbierać mnie tylko jako celebrytkę. Stwierdziłam, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie, jak się usunę i nie będę się pojawiała w żadnych mediach dopóki nie nagram płyty. Jeżeli gdzieś, to tylko sporadycznie i tylko przez jakieś uzasadnienie muzyczne. Nie chodzę na bankiety, nigdzie się publicznie nie pojawiam i na razie nie udzielam wywiadów.
Widać zaczęła już robić wyjątki od reguły. Nie dość, że udzieliła wywiadu tabloidowi, to przedwczoraj wzięła udział w imprezie Playboya. Marina zapewnia jednak, że już w październiku do sklepów trafi jej solowy album. Twierdzi, że wszystko zawdzięcza tylko sobie i przy okazji wbija szpilę Sablewskiej:
Prawdziwa Marina tak naprawdę nadchodzi. Poznacie mnie nie po jednej piosence, czy singlu, ale kiedy przesłuchacie całą płytę, od początku do końca. Tam jestem stuprocentowa ja, ponieważ wszystko, co teraz robię, robię sama. Nikt mi nic nie mówi, nikt mi nic nie każe, nikt mną nie kieruje. Cała płyta powstała dzięki mojej inicjatywie, dzięki temu, że wzięłam sprawy w swoje ręce i znalazłam wspaniałego producenta sama.
Cóż, Maja Sablewska wie, jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi.