Olga Frycz, która od dwóch lat pełni rolę oficjalnej kochanki żonatego reżysera, Jacka Borcucha, doszła wreszcie do wniosku, że nie odpowiada jej rola "tej drugiej". Sytuacja między nimi była napięta od chwili, gdy Olga postawiła swojemu żonatemu kochankowi ultimatum: albo natychmiast złoży dokumenty rozwodowe i zakończy swoje małżeństwo z Iloną Ostrowską albo między nimi koniec.
Borcuch niespecjalnie palił się do wizyty w sądzie, przeczuwajac zapewne, co go tam czeka. Porzucona żona, gdyby tylko zechciała, nie miałaby raczej problemu z uzyskaniem rozwodu z orzeczeniem o winie niewiernego męża. A to zwykle pociąga za sobą konsekwencje finansowe. Olga jednak uznała, że nie ma powodu martwić się o stan konta Borcucha i upiera się przy natychmiastowym rozwodzie.
Powiedziała Jackowi, że skoro ich związek jest jedynie romansem, to ona może spotykać się z kim chce - mówi w rozmowie z Faktem znajomy Frycz. I tak się stało. Zaczęła umawiać się z innymi i ich stosunki bardzo się ochłodziły.
Wtedy właśnie wtrąciła się Ilona Ostrowska, która uznała, że ma dość poniżeń ze strony męża i złożyła dokumenty rozwodowe. Ale wygląda na to, że i Olga w międzyczasie straciła do niego serce. Sytuacja, w której Borcuch zostałby na lodzie, oskubany z pieniędzy i porzucony przez kochankę wydawałaby się logicznym następstwem jego życiowych decyzji. Jednak znajomi pary są zdania, że Olga jednak się nad nim zlituje.
Oni wciąż mają do siebie wielką słabość i nie chce mi się wierzyć, że to już koniec tego romansu - mówi informator tabloidu.
Pytanie, czy jeżeli nawet wszystko się ułoży, a Borcuch szczęśliwie dla niej rozwiedzie, nie znajdzie sobie kiedyś kolejnej na jej miejsce.