Z pewnością krytyka jej książkowego debiutu nie byłaby dla Kingi Rusin tak bolesna, gdyby nie fakt, że zaatakowali ją koledzy z pracy. Dali tym samym przyzwolenie wszystkim innym, by podśmiewywać się z niej na korytarzach TVN-u. Jarosław Kuźniar nazwał Co z tym życiem? "grafomaństwem", Dorota Wellman - "pieprzeniem", a Kuba Wojewódzki oficjalnie zrównał Kingę z Krzysztofem Ibiszem i Kasią Cichopek. To chyba zabolało ją najmocniej.
Oczywiście prezenterka próbuje robić dobrą minę do złej gry i "udawać, że deszcz pada". W niedawnym wywiadzie starała się zakpić z "kolegów", twierdząc, że zrobili jej darmową reklamę. W nowej rozmowie z Wideoportalem zapewnia zaś, że komentarze nie robią na niej większego wrażenia.
Prasa kolorowa musi o czymś pisać. Niech pisze, co tam - bagatelizuje. Na pewno prawdą jest to, co Jarek powiedział na wizji. Coś tam powiedział, coś tam palnął. Chyba jedno zdanie o mojej książce. Nie to, żeby to była rzecz, która mi spędza sen z powiek, naprawdę.
Problemem Kingi nie jest to, co palnął Jarek ale odpowiedź na pytanie: Czy Kuba Wojewódzki, Kuźniar i Wellman, a przy okazji miliony internautów mylą się uważąjąc jej książkę za żenadę i stawiając na równi z Sexy mamą i Jak dobrze wyglądać po 40-tce? To trochę więcej niż jedno zdanie Kuźniara.
Przypomnijmy - Kuba nazwał Kingę ostatnio "niezmordowanym biografem swojego byłego małżonka"