Niestety, tego można było się spodziewać. Wraz z informacjami o powrocie Amy Winehouse na oddział odwykowy londyńskiej kliniki, cała jej szumnie zapowiadana europejska trasa koncertowana stanęła pod wielkim znakiem zapytania. I chociaż jej agent zapewniał, że chodzi jedynie o "dobre przygotowanie się do występów", szybko okazało się, że niepokój był w pełni uzasadniony.
W czwartek Winehouse miała dać koncert w Belgradzie. Miała, bo widzowie w stolicy Serbii byli świadkami żenującego "występu" w wykonaniu piosenkarki. Amy wyszła na scenę, miotała się między swoimi muzykami, aż wreszcie podeszła do mikrofonu i próbowała zaśpiewać balladę _**Love is a loosing game.**_ Następne półtorej godziny wyglądało tylko gorzej: piosenkarka zataczała się, mamrotała, jedynie niewielkie fragmenty udało się jej zaśpiewać czysto. Publiczność była zszokowana i zaskoczona, szczególnie, że bilety kosztowały od 45 euro w górę.
A to jeszcze nie wszystko - krótko później ogłoszono, że odwołano kilka kolejnych koncertów Winehouse, w Atenach i Stambule. Menedżerowie przepraszali fanów oraz argumentowali, iż uznano, że wokalistka "nie będzie w stanie zaprezentować się w pełni swoich możliwości"...
Jak na razie nie wiadomo, co z występem w Bydgoszczy, który zaplanowano na 30 lipca. Sprzedano już kilka tysięcy biletów, których ceny wahają się od 130 do 700 złotych.
Wiemy, co wydarzyło się w Serbii i uważnie śledzimy formę Amy Winehouse - mówi w rozmowie z Rzeczpospolitą Ewelina Krysiak z agencji Snap Event, organizującej Art Pop Festival, na którym wystąpi Brytyjka. Jesteśmy w kontakcie z jej menedżerami i jak dotąd nie otrzymaliśmy informacji o planach odwołania polskiego koncertu.
Cóż, został jej jeszcze miesiąc. Miejmy nadzieję, że jednak będzie lepiej, niż w Belgradzie...