John Galliano zakończył swoją błyskotliwą karierę w błyskawiczny i skandalizujący sposób. Pod koniec lutego projektant wdał się w "pogawędkę" z gośćmi jednej z eleganckich paryskich restauracji. Ubliżał im, wyzywał, a także deklarował swoją miłość do Adolfa Hitlera. Dior nie tylko pozbawił go posady dyrektora artystycznego, ale również pozbawił własnej marki. Gwiazdy na całym świecie deklarowały, że już nigdy nie założą nic, co wyszło spod jego rąk. Przypomnijmy: Galliano: "KOCHAM HITLERA! Wasze matki powinny skończyć w komorach gazowych!"
Wczoraj przed sądem w Paryżu rozpoczął się jego proces. Jeżeli zarzuty o antysemickie wypowiedzi oraz agresywne zachowanie wobec osób trzecich potwierdzą się, grozi mu do 6 miesięcy pozbawienia wolności i 22,5 tysiąca euro grzywny. Na pierwszej rozprawie Galliano zeznał, że "właściwie nic nie pamięta" oraz "nie jest pewien, co się dokładnie wtedy stało". Usprawiedliwiał się ciężkim stanem psychicznym i przyjmowanymi w tym czasie lekami.
Kiedy doszło do tego zdarzenia, byłem pod wpływem mieszanki leków uspokajających i przeciwdepresyjnych, alkoholu i środków nasennych. Nie miałem nawet czasu na żałobę - mówił w sądzie projektant, odwołując się do faktu, iż cztery lata temu w krótkim czasie zmarli jego rodzice oraz życiowy partner, Steven Robinson. Pozostawałem pod wielką presją. Bywało i tak, że brałem środki nasenne nawet w ciągu dnia.
Werdykt w sprawie ma być ogłoszony za kilka tygodni. Adwokat Galliano zapewnia, że jego klient bardzo cieszy się, iż wreszcie może oficjalnie wyjaśnić całą sytuację.
Teraz może wytłumaczyć ten patologiczny stan, w którym był, kiedy doszło do incydentu. Chciałby przeprosić pokrzywdzonych, a także prosić o przebaczenie i rozpocząć wszystko od nowa**.**
Obawiamy się, że ten ostatni postulat może być wyjątkowo trudny do spełnienia.