Gienek Loska nadal czuje potrzebę dzielenia się swoim trudnym życiem z prasą kolorową. Tym razem przyszedł czas na Vivę. W najnowszym numerze magazynu piosenkarz, ze szczegółami, opowiada, jak trafił na dno po przyjeździe z Białorusi do Polski.
- Poznałem Janusza Laskowskiego, graliśmy nad jednej scenie. Liznąłem świata. Po koncercie razem się "rozrywaliśmy".
- Wódką? Winem?
- Nie pamiętam, sporo tego było.
- Już w Grodnie zacząłeś rockandrollować? Alkohol, panienki?
- Panienki - nie. Jak była, to jednak i na długo. Alkohol, marihuana, haszysz, ziele indyjskie. Nie było trudno je zdobyć, bo Dolina Czujska leży tuż za Ukrainą. Do Kazachstanu można wyjechać w nocy, zajechać rano, narwać do kosza marychy i wrócić Kto by nie skorzystał?
Piosenkarz wspomina również, że nie miał odwagi spojrzeć w twarz rodzicom. Unikał powrotu na Białoruś, bo wstydził się, że nie udało mu się nic osiągnąć. Matkę zobaczył dopiero po kilku latach, po sławnym wypadku, na skutek którego stracił słuch na jedno ucho.
Ja się do rodziców nie odzywałem z Polski, bo chciałem im coś udowodnić, a wtedy co mogłem powiedzieć? Że gram na ulicy? Że nie mam gdzie mieszkać? Ja nawet nie czułem, że tonę, bo wszystko odbywało się u mnie siłą inercji. Byłem ciągle nawalony, na haju. Taka ucieczka, żeby nie myśleć. Czasami tylko, jak się ocknąłem, starałem się być lepszym człowiekiem. No na przykład żegnałem si w kościele. Na znak, że szanuję Boga i dekalog.
Wtedy, w połowie lat 90., byłem już w Krakowie, gdzie żyłem w miarę grzecznie, nie licząc picia i marychy, ale bez haszu. I od czasu do czasu mówiłem sobie: "Dobra, wracam do swoich". Ale zawsze coś mi przeszkadzało. Na Białoruś pojechałem dopiero między operacjami, bo musiałem dojść do siebie po wypadku - w 1999 roku spadłem ze schodów po pijanemu. W pensjonacie u znajomego w Ustrzykach. Kolega grający na bębnie odstawił mnie do szpitala. Okazało się, że to krwiak i obrzęk mózgu. Ja mnie wypuścili, kumple zawieźli mnie do domu, na Białoruś. Myślałem tylko: Boże już nigdy nie zaśpiewam. Dochodziłem do siebie dziewięć miesięcy, w totalnej depresji. Na niczym mi nie zależało. Wróciłem do Polski na drugą operację o dopiero potem zaśpiewałem. Jezu! Jaka radość. Wtedy poczułem w sobie determinację, żeby coś zmienić. Inaczej żyć.
Jednak determinacja była zbyt mała. Gienek wrócił do alkoholu i narkotyków. Nawet troska przyjaciół nie była dla niego wystarczającym argumentem, by sięgnąć po specjalistyczną pomoc:
Piliśmy wszystko, co się paliło. A co się nie paliło, podpalaliśmy i piliśmy. W końcu kapela zaczęła napierać na mnie, żebym przystopował, bo jakość mojego śpiewu poszła w dół. Mnie się wydawało, że bajerują, ale tak było, niestety. Myślałem: Chcą mi zrobić na złość, i piłem jeszcze więcej. Oszukiwałem ich, że idę na odwyk, że chodzę na spotkania AA. Zespół zaczął się rozpadać.
Dopiero po poznaniu w 2003 roku swojej obecnej żony, Agnieszki, Gienek zapragnął prawdziwych zmian. Rzucił zespół i stworzył z nią rodzinę. Twierdzi, że wszystko zawdzięcza właśnie jej:
- Nie pijesz już?
- Od sześciu lat. Ani kropli. Koledzy imprezują, a ja polewam im wódeczkę. Sam piję colę. I tak jest dobrze.