Pozycja trzeciego jurora w czwartej edycji Mam talent długo pozostawała nieobsadzona. Negocjacje z Robertem Kozyrą, najpoważniejszym kandydatek na miejsce zwolnione przez Kubę Wojewódzkiego, zostały szybko zerwane po tym, jak ten zażądał zbyt wysokiej stawki. Szybko zmiękł, gdy dowiedział się, że producenci mają innych chętnych.
Kozyra bardzo wysoko się ceni. Początkowo przedstawił nam takie wymagania finansowe, że niestety, ale nie mogliśmy na nie przystać - mówi osoba z produkcji programu. Dopiero gdy się dowiedział, że stacja prowadzi rozmowy z innymi potencjalnymi kandydatami, którzy mogliby zastąpić Wojewódzkiego, zszedł z tonu i obniżył swoje wymagania niemalże o połowę. Widać zależało mu bardzo na udziale w tym programie.
Jak już wcześniej pisaliśmy, Kozyra nie radzi sobie w programie tak dobrze, jak jego poprzednik. Najbardziej widoczny jest fakt, że nie potrafi znaleźć wspólnego języka ze swoimi koleżankami z jury.
Robert na razie nie daje rady, nie może się odnaleźć. A koleżanki jurorki go raczej nie polubiły - zdradza informator. Agnieszka nie ukrywa, że ma do niego żal, że swojego czasu nie puszczał jej piosenek w swoim radiu. A Gosia? Cóż… Nie jest tajemnicą, że ona bardzo kumplowała się z Kubą i każda nową osoba, która by go zastąpiła, byłaby przez nią traktowana jak intruz.
Kozyra ma również spory problem z pogodzeniem się z faktem, że to nie on, jako jedyny mężczyzna, nie przejął pałeczki po Wojewódzkim i nie jest szefem składu sędziowskiego. Twórcy show doszli do wniosku, że ta pozycja bardziej należy się Chylińskiej.
Robert jest bardzo władczy, w końcu przez lata to jego słowo w Zetce było ostateczne. Lubi rządzić, nic nowego. Liczył, że i w programie jego słowo będzie tym decydującym - twierdzi źródło.
Jak myślicie, dobrze wypadnie na ekranie?