Nieco ponad trzy miesiące po wielkim królewskim ślubie Williama i Kate w Wielkiej Brytanii, podobne święto obchodzili w swoim kraju obywatele Monako: Książę Albert poślubił młodszą o 20 lat pływaczkę z RPA, Charlene Wittstock. Mimo że uroczystości były znacznie skromniejsze i nie tak spektakularnie medialne, wiele wskazuje na to, że ceremonia ta również przejdzie do historii. Niestety, z nieco innych powodów.
Kilka dni przed ślubem świat obiegła wiadomość, że Wittstock próbowała... uciec z Monako. Jak twierdzą francuskojęzyczne media, 33-latka dowiedziała się o kolejnym, trzecim już nieślubnym dziecku znanego z rozwiązłego trybu życia narzeczonego. Ponoć miała zostać zatrzymana już na lotnisku, gdzie odebrano jej paszport i "wytłumaczono" jej, iż niezależnie od okoliczności powinna dotrzymać złożonych zobowiązań.
I wszyscy byliby szczęśliwi, gdyby nie fakt, że podczas dwudniowej ceremonii - w piątek odbył się ślub cywilny, a w sobotę kościelny - widzieliśmy pięknie ubraną, nienagannie uczesaną oraz umalowaną... najsmutniejszą pannę młodą, jaką można sobie wyobrazić. Rozumiemy, że w związku z tak ważnym wydarzeniem można być wzruszonym, jednak Charlene wyglądała na zdruzgotaną, wręcz załamaną i wyjątkowo przygnębioną. Łzy, które uroniła wychodząc z katedry nie należą raczej do łez szczęścia...
Trzeba jednak przyznać, że Wittstock wyglądała wyjątkowo pięknie. Nic dziwnego - jej suknię zaprojektował sam Giorgio Armani, jeden z niewielu europejskich przyjaciół nowej księżnej.