Robert Kozyra uznał, że jego nowa rola jurora programu Mam talent wymaga wprowadzenia zmian w dotychczasowym wizerunku. Były szef Radia Zet nie uchodził dotąd za osobę zbyt przystępną i sympatyczną. Kozyra postanowił zmienić obiegową opinię na swój temat i przekonać wszystkich, że jest równym gościem.
W dzisiejszym Fakcie zdobył się na samokrytyczne refleksje na temat swojej gry aktorskiej w serialu Czas honoru. Wcielił się w nim w postać Ludwiga Fischera, gubernatora okupowanej Warszawy.
Nie mam złudzeń. Wiem, że jestem drewnianym aktorem - wyznaje w tabloidzie. Ale dobrze leży na mnie mundur. Gram zdecydowanie czarny charakter, a z racji tego, że mój bohater jest postacią historyczną, to nie ma mowy o tym, żebym starał się ją wybielić. Postać jest świetnie napisana, z jednej strony jestem bezwzględnym mordercą, a z drugiej podporządkowanym mamusi synkiem. Najtrudniejsze jest dla mnie przejście z jednych emocji w skrajnie inne. Jeśli w jednej scenie mam być i miły i okrutny to jest dla mnie pewien problem. Na szczęście gram ze świetnymi aktorami, którzy bardzo mi pomagają. Nie traktuję poważnie aktorstwa. Jest to dla mnie jedynie zabawa.
Rozumiemy, że pokazywanie dystansu do siebie ma przekonać do niego widzów Mam talent...? Swoją drogą, producenci show mają szczęście do zatrudniania drewnianych aktorów.