Dopiero wczoraj Britney Spears opublikowała na łamach swojej strony internetowej list, w którym starała się wszystkich przekonać do siebie i wytłumaczyć motywy, jakie stały za jej niedawnymi wybrykami (zobacz: "Naprawdę, upadłam na dno")
. I co zrobiła w dzień później?
Magazyn The Sun donosi, że piosenkarkę trzeba było wynosić z męskiej toalety hotelu Mondrian w Nowym Jorku. Piosenkarka przyjechała do lokalu wraz z piątką przyjaciół i już po godzinie udała się do toalety, co najwyraźniej zaniepokoiło zgromadzonych. Już po kilkunastu minutach ochrona hotelowa otrzymała telefon z prośba o pomoc - Britney znaleziono wiszącą nad muszlą klozetową, całą w wymiocinach, z rozmazanym makijażem i ze zsuniętą peruką.
Przepraszam, przepraszam. W tej chwili nic mi się jakoś nie układa - mamrotała obsłudze hotelowej.
Miała zarezerwowany pokój w hotelu, ale było jej zbyt niedobrze, żeby tam zostać. Błagała swojego ochroniarza, żeby zabrał ją do domu - donosi źródło The Sun. Wyglądała fatalnie. Klęczała na podłodze z twarzą nad muszlą i wymiotowała. Miała ubrodzoną wymiocinami sukienkę i okolice ust. Wymiotowała chyba 4 czy 5 razy. Sprawiała wrażenie lekko nieobecnej, ale nie wiem czy była pijana czy nie.
To było naprawdę smutne. Wszyscy już myśleli, że zaczyna jej się układać, zwłaszcza po ostatnich paru koncertach, ale widać, że tak nie jest. Myślę, że ona potrzebuje specjalistycznej pomocy - dodaje źródło.
Cóż, być może tym razem Britney wcale nie była pijana i naćpana, a złapało ją, powiedzmy, ciężkie zatrucie pokarmowe. Ale nawet jeśli tak, czy ktoś w to jeszcze uwierzy?