Mimo że Dariusza Michalczewskiego i Andrzeja Gołotę łączy ta sama dyscyplina sportowa, na pewno nie można nazwać ich przyjaciółmi. Wręcz przeciwnie - nienawidzą się już od ponad 20 lat. Swego czasu Tiger nazwał go nawet "mięsem armatnim", marnie oceniając szanse Gołoty na powrót do boksu i walki z najlepszymi zawodnikami świata. _**Przecież prawie wszystkie jego walki można by pokazać w Teleexpressie**_ - mówił wtedy.
W najnowszym wywiadzie dla Przeglądu Sportowego Michalczewski potwierdza swoją opinię dotyczącą kolegi, który ostatnio znany był głównie z udziału w _**Tańcu z gwiazdmi**_.
- Mam rozumieć, że te konflikty z Gołotą również nie były obliczone na zainteresowanie mediów - pyta dziennikarz.
- Ale dlaczego?
- Takie gadanie, że on słaby, że nic nie osiągnął...
- Ale przecież nic nie osiągnął. Przegrał wszystko, co było do przegrania i to przez nokaut. Takie są fakty. A ja mogę pokazać dowody na to, co osiągnąłem.
Tiger wspomina również, że konflikt między nim a Gołotą zaczął się ponad 20 lat temu, kiedy obaj jeździli na pięściarskie zgrupowania.
- Podobno już w latach 80. mieliście pierwsze zatargi na obozach juniorskich, zgadza się?
- Byłem przewodniczącym rady obozu. Trenerzy przychodzili i mówili: "Gołota nie wrócił na noc, ustalcie jakieś kary, żebyśmy nie musieli wyrzucać go z obozu". No i ustalaliśmy, a on był wkurzony, że go karzemy. Andrzej był za duży dla małych, a za głupi dla mądrych. Nigdy nie mieliśmy wspólnego języka, nie rozumieliśmy się. Ale tolerowaliśmy się. Było kilka sprzeczek, gdy na przykład wszedł do nas z papierosem. I awantura, ale to nie była jakaś niechęć. To wszystko dziennikarze wyolbrzymili.
Trzeba przyznać, że na fali sympatii do Gołoty - spowodowanej głównie udziałem w show TVN - takie opinie są obecnie rzadkością. Trudno jednak nie zastanawiać się nad ich słusznością. Zgadzacie się ze zdaniem Michalczewskiego, że Gołota nie osiągnął zupełnie nic w zawodowym boksie?