Nikomu nie życzylibyśmy takiego miesiąca miodowego... Nie dość, że książę Albert i nowa księżna Monako, Charlene Wittstock, swój urlop w RPA spędzili w oddzielnych hotelach, to teraz pojawiły się informacje, że następca tronu zdecydował się przerwać wakacje, aby... poddać się testom DNA mającym potwierdzić (bądź wykluczyć) ojcostwo kolejnego nieślubnego dziecka. Jego świeżo poślubiona małżonka pozostała w swojej ojczyźnie, do której tak bardzo chciała uciec przed królewską ceremonią. Spekulacje na temat istnienia kolejnego potomka pojawiły się na kilkanaście dni przed ślubem. Do prawników rodziny królewskiej zgłosiła się kobieta podająca się za jego byłą kochankę.
Albert ma już dwójkę uznanych dzieci z "nieprawego łoża": 19-letnią córkę i 8-letniego syna. Problem w tym wypadku polega jednak na tym, że trzeci potomek ma dopiero półtora roku, oznacza to więc, że książę musiał zdradzać swoją wybrankę w czasie trwania ich związku.
Wyniki testów DNA nie zostaną na razie ogłoszone, bo Albert boi się, że Charlene nie będzie chciała już wrócić do Monako - mówi osoba z otoczenia pary w rozmowie z brytyjskim The Mail. Gdyby okazało się, że jest ojcem tego dziecka, może to oznaczać koniec ich małżeństwa.
Prawdopodobnie więc książę będzie robił wszystko, aby ściągnąć żonę do Monako, zanim wyjawi jej prawdę, a co za tym idzie - potwierdzi, że ją zdradzał. Biorąc pod uwagę fakt, że okoliczności zatrzymania jej na lotnisku na kilka dni przed ślubem nadal są niejasne, chyba wszystko jest możliwe.