W latach 90-tych niejaki Rob Van Winkle, znany szerzej jako Vanilla Ice, był kimś na kształt dzisiejszego Justina Biebera. Kochały go nastolatki na całym świecie, sprzedawał miliony płyt i był niesamowicie popularny. Nie było wtedy co prawda internetu i tak wszechobecnych paparazzi, jednak były idol twierdzi, że jego historia podobna jest do historii Biebera i, co więcej, że Kanadyjczyk skończy tak samo jak on - zapomniany przez media i wielbicieli.
Kiedy nagrałem "Ice ice Baby", miałem 16 lat, więc mam możliwość odnieść się do tego wszystkiego - mówi Vanilla Ice w rozmowie z The Huffington Post. Sprzedałem prawie sto milionów płyt. Moje pięć minut trwało prawie trzy lata, ale nie wiedziałem, kim naprawdę jestem i jakie są moje życiowe cele.
44-letni dzisiaj były gwiazdor postanowił więc ostrzec swojego młodszego kolegę po fachu. Jego zdaniem i Justina czeka to, co wszystkich idoli młodego pokolenia.
Niestety, prędzej czy później na horyzoncie pojawi się ktoś nowy, a ludzie o nim zapomną - ostrzega Vanilla Ice. Będzie próbował poskładać te kawałki znów w jedną całość, ale nie znajdzie się nikt, kto będzie chciał go oglądać.
Zgadzacie się z taką oceną? Bieber zaistniał dzięki wrzucaniu swoich nagrań do sieci, można więc podejrzewać, że na jego potknięcie czekają tylko setki, jeżeli nie tysiące podobnych, "złotych chłopców"...