W polskiej polityce coraz groźniej. W nowym Newsweeku Liroy wyznaje, że poważnie zastanawia się nad startem w tegorocznych wyborach parlamentarnych. Jaki ma program?
Palikot wręczył mi siekierę. Na czterdziestkę - wyjaśnia. Tłumaczył, że scyzoryk mi nie wystarczy, że teraz muszę w Polskę ruszyć z siekierą. Należę do coraz szerszej grupy ludzi, która już nie chce tylko się wkurzać na to, co się w Polsce dzieje**.**
Przez ostatnie kilkanaście lat politycy różnych opcji politycznych zgłaszali się do mnie, żebym a to wstąpił w ich szeregi, a to wsparł ich w kampanii wyborczej - wspomina. Były nawet pomysły, bym został niezależnym senatorem.
Ja jestem rewolucjonistą, pierwszym do rzucania cegłą. I chcę coś zmienić w Polsce. Nie wiem tylko, czy rewolucjonizm to w polityce dobra cecha. Ale Palikotowi się chyba podoba, bo on też jest rewolucjonistą. Dlatego dał mi siekierę.
Tłumaczy też, dlaczego zawiódł się na Platformie Obywatelskiej:
Wystarczy wyjść na ulicę. Ludzie są nieszczęśliwi. A rząd to jest jakiś żart. Zaufałem Platformie Obywatelskiej i co? I chuj - z dnia na dzień mam coraz większą zgagę. A już szczytem szyderstwa było wystąpienie premiera Tuska w "Drugim śniadaniu mistrzów" razem z polskimi artystami. Przecież on powiedział, że jak się nie podoba, to mamy sobie wybrać innego premiera. Pokazał nam wielki środkowy palec, pierdolcie się, powiedział po prostu**.**
Jak sądzicie, czy Liroy mógłby wnieść nową jakość do polskiej polityki?