Wciąż nie są znane przyczyny śmierci Amy Winehouse. Potrzebne są dokładne badania toksykologiczne, których wyniki poznamy za dwa do czterech tygodni. Nieoficjalnie mówi się oczywiście o przedawkowaniu narkotyków. Wiele osób widziało piosenkarkę w piątek rano, kiedy kupowała duże ilości heroiny, kokainy, tabletek esctasy i ketaminy u znanego w Camden dilera.
Jednak, jak twierdzi jej ojciec, Amy udało się pokonać nałóg i była na najlepszej drodze, aby wrócić do normalności. Podczas przemowy pożegnalnej Mitch Winehouse zapewniał, że jego córka zmobilizowała się, by rzucić narkotyki i alkohol, kiedy leczący ją specjaliści nie dawali jej już szans na wyjście z uzależnienia.
Trzy tygodnie temu powiedziała mi: Tato, mam dość picia - mówi 60-letni ojciec piosenkarki. Była bardzo szczęśliwa, najszczęśliwsza od dłuższego czasu. Nie miała depresji. Widziała się z Janis i Regiem w piątek, była w bardzo dobrym humorze. Tej nocy była w swoim mieszkaniu, grała na perkusji i śpiewała. Kiedy zrobiło się późno, ochrona poprosiła, aby przestała, co też uczyniła. Następnego ranka ochroniarz poszedł sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku, ale że wyglądała na śpiącą, nie zauważył nic podejrzanego. Kiedy wrócił kilka godzin później zobaczył, że nie oddycha i wezwał pomoc. Wtedy było już za późno.
Niestety, wiele wskazuje na to, że pokonanie nałogów było jedynie pozorne. Jeszcze kilka tygodni temu lekarze ostrzegali Amy, że jeżeli nie przestanie pić, może umrzeć. Czyżby rzeczywiście przestała pić i znów zaczęła brać narkotyki? Na odpowiedzi na te pytania będziemy musieli jeszcze poczekać.