Rodzina Amy Winehouse nadal zapewnia, że piosenkarka na kilka tygodni przed śmiercią całkowicie zrezygnowała z alkoholu i narkotyków. Potwierdzają to też jej sąsiedzi. Kilka dni przed śmiercią gwiazda wybrała się do swojego ulubionego baru położonego nieopodal domu. Właściciel lokalu w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że gwiazda była szczęśliwa, rozdawała autografy, a gdy zaproponowano jej alkohol - odmówiła.
Abstynencja sprawiła, że jej ciało stało się bardzo delikatne. To ona była przyczyną jej śmierci - mówi informator dzisiejszego The Sun.
Brytyjskie media donoszą, że kilka dni przed śmiercią Amy sporo piła i brała narkotyki, jednak ojciec piosenkarki nie przyjmuje tych informacji do wiadomości i zapewnia, że było zupełnie na odwrót.
Chce, by opinia publiczna wiedziała, że on, jej chłopak Reg Traviss i jej menadżer wierzą, że Amy nie zapiła się na śmierć. Lekarze polecili jej stopniowo zmniejszać dawki alkoholu, by zapobiec tragedii i powrotowi do alkoholizmu. Amy powiedziała ojcu, że nie może się na to zgodzić. Zrezygnowała z alkoholu całkowicie. Mitch wierzy, że jej organizm przeżył szok po wszystkim, na co go naraziła przez ostatnich kilka lat.
Przypomnijmy, że sekcja zwłok nie była w stanie podać przyczyn śmierci artystki. Lekarze musieli przeprowadzić badania histologiczne i toksykologiczne. Ich wyniki mają być znane dopiero pod koniec sierpnia.