W zeszły piątek Polską wstrząsnęła informacja o samobójstwie lidera Samoobrony. Andrzej Lepper, były minister rolnictwa i wicepremier, został znaleziony martwy w warszawskiej siedzibie swojej partii. Od tego momentu w mediach zaczęły pojawiać się spekulacje, że ktoś mógł mu "pomóc" odejść z tego świata. Na morderstwo mogłyby wskazywać informacje, jakie niedawno mediom udzieliła pracownica agencji towarzyskiej, która utrzymuje, że Lepper był szpiegowany przez "mafię". (Zobacz: ).
Najwyraźniej w morderstwo uwierzyła także Sara May, która po powrocie z wakacji zamieściła na swoim blogu wpis poświęcony Lepperowi:
Niezależnie od upodobań politycznych trzeba docenić jego wielki talent polityczny, ambicję, pracowitość oraz medialną osobowość - pisze Szczołek. Nie sztuką jest wstąpić do istniejącej już partii i być jej niewolnikiem. Sztuką jest zbudować partię od podstaw i zmotywować grupę ludzi do działania. To wymaga naprawdę silnej psychiki i wyjątkowej charyzmy. Bez kompleksów, z uśmiechem na ustach szedł w jednym szeregu z największymi politykami. Co ciekawe znam wiele osób, które ciepło się o nim wypowiadają, pomimo jego dość "kontrowersyjnych" poczynań i niskich standardów jakie wprowadził do sejmu. To była najbarwniejsza postać polskiej polityki.
Szkoda człowieka, bo to był po prostu fajny gość. Trudno mi uwierzyć w samobójstwo – stwierdza May. Mogę śmiało powiedzieć, że dziś nie wierzę w samobójstwo Leppera. Choć z drugiej strony faktem jest, że każdy ma gdzieś kres i granice swojej wytrzymałości.
Jak przy każdej śmierci kogoś znanego, tak i tu będą się pewnie mnożyć teorie spiskowe, zwłaszcza że Polska wydaje się być na nie dość podatna. Nas zaczęła zastanawiać inna rzecz - czy wszyscy poważni ludzie mówiący dziś, jak Sara May, że Lepper "był fajnym gościem" i człowiekiem "z zadatkami na wielkiego polityka", czy nawet męża stanu, powiedzieliby to samo dwa tygodnie temu? I czy myśleli podobnie w 2001 roku, gdy wydawało się, że idzie po władzę?