Nergala nie mają już na celowniku jedynie posłowie Prawa i Sprawiedliwości oraz Ryszard Nowak. Do sprawy podarcia i spalenia Biblii na scenie cztery lata temu (!) swoje trzy grosze postanowił dorzucić... Marcin Najman. W Super Expressie ostro krytykuje Darskiego za jego nieustanną obecność w mediach. Tabloid publikuje jego długi wywód na temat byłego narzeczonego Dody. Czyżby rosła nam druga Sara May?
Miałem okazję od niego słyszeć, że "ludzie wierzący są prymitywami, pismo święte to mitologia, a dziesięć przykazań to zło" - wspomina Najman. Zdumiony byłem, że człowiek, który swoją postawą szerzy pogardę dla drugiego człowieka, jest zapraszany przez media do udzielania wywiadów. I nikomu za bardzo nie przeszkadza, gdy depcze ludzką godność.
Kiedy w 1967 Muhammad Ali ostentacyjnie odmówił służby wojskowej, pomimo że był wielką gwiazdą – media zaczęły go bojkotować. W Polsce media powinny to również uczynić z Nergalem. A już na pewno w momencie, gdy na scenie zniszczył pismo święte. Jako katolik poczułem się urażony. Tak samo, jak miliony naszych rodaków. Sąd ostatecznie uniewinnił Darskiego, ale media tego robić nie muszą. Dlaczego? Bo Nergal jest tchórzem, który kieruje się wyłącznie chęcią zysku. Żeruje na tolerancji naszego narodu, bo wie, że nie ma w nim ekstremistów, że jesteśmy narodem spokojnym i wyrozumiałym. Tymczasem gdy Salman Rushdie napisał "Szatańskie wersety", muzułmanie odebrali to jako obrazę, a autor do dziś ukrywa się pod zmienionym nazwiskiem. Ciekaw jestem, czy polski demon pokusiłby się dla cynicznych, zarobkowych pobudek spalić na przykład... Koran? Jak tam, Adasiu, dałbyś radę?
Jak oceniacie Marcina Najmana w roli obrońcy wiary?