Jesienny wyścig programów rozrywkowych można uznać za rozpoczęty. Wczoraj na antenie Dwójki zadebiutował nowy talent show, _**The Voice of Poland**_, który o sympatię telewidzów walczyć będzie z czwartą edycją _**Mam talent**_. Zobacz: Chylińska: "Mamy gwiazdę!"
Tym razem telewizja publiczna postarała się, aby było mniej przaśnie i gwiazdrosko niż w dotychczasowych propozycjach stacji z tego gatunku. Co więcej, jak na razie jurorzy-trenerzy również prezentują nieco inne niż znane z innych talent show podejście do swojego zadania. Co prawda i tutaj widać pewną sztuczność i nieco teatralną przesadę, jednak sytuacje wydają się nie być aż tak mocno reżyserowane.
Zasady są proste: na scenę wychodzi wyłoniony w precastingach uczestnik, który śpiewa do siedzących tyłem jurorów. Jeżeli któremuś z nich, choćby jednemu, spodoba się wykonanie, naciska przycisk, a fotel się odwraca. Kandydat trafia do grupy trenowanej przez sędziego, który go wybrał. Gdy na "tak" jest więcej niż jedna osoba, uczestnik sam wybiera, z kim chce pracować. Ważne: w The Voice of Poland faktycznie startują osoby, które z założenia umieją śpiewać - nie ma tzw. "kosmitów", chociaż i tutaj zdarzają się dramaty.
W pierwszym odcinku poznaliśmy kilkanaścioro wokalistów i wokalistek, którzy walczyli o względy jurorów. Jako pierwszemu udało się to Piotrowi Niesłuchowskiemu dzięki wykonaniu Sex on fire Kings of Leon. Darski bardzo mocno namawiał go, aby wszedł do jego drużyny: Ja mam propozycję: wejdź do mojej drużyny, wygrajmy ten program, zmieńmy ten kraj! Mimo to jednak chłopak wybrał równie zachwyconą nim Kayah.
Mniej szczęścia miała solistka Teatru Roma, Kaja Mianowana, której wykonanie The night like this Caro Emerald nie zachęciło żadnego z trenerów do odwrócenia fotela. Dziewczyna kończyła utwór ze łzami w oczach. Sporo emocji wywołał również Antek Smykiewicz z Use somebody Kings of Leon. Ostatecznie znalazł się w drużynie Piaska, co później komentował Negral: W kuluarach usłyszałem, że on żeby tu wystąpić dostał zwolnienie z pielgrzymki i wtedy pomyślałem, że uff, że nie jest w mojej drużynie! W drużynie Adama znalazła się za to bardzo energiczna Monika Urlik, którą uradowany jej wyborem muzyk całował w ciążowy brzuszek.
Jednak najciekawszym wydarzeniem okazało się pojawienie na scenie w charakterze kandydata... Gabriela Fleszara, który rozgłos zyskał dzięki wydanemu w 1998 roku singlowi _**Kroplą deszczu**_. Nie był może typową gwiazdą jednego przeboju (udało mu się zagrać w Sezonie na leszcza u boku Bogusława Lindy), mimo wszystko jednak chciał spróbować swoich sił w tego typu programie. Podczas jego wykonania The Lazy Song Bruno Marsa guzik na "tak" zdecydował się nacisnąć jedynie Nergal, który odwracając się... nie poznał dawnego gwiazdora, w przeciwieństwie do pozostałych, wyraźnie zaskoczonych jurorów.
Przedstaw nam się! - poprosił niezrażony muzyk, faktycznie nie mając chyba pojęcia, że nie patrzy na amatora. Ja chcę, żeby muzyka mnie łapała za gardło, za serce, a jak złapie jeszcze za krocze, to jest super. Ty zaliczyłeś wszystkie trzy bazy!
Fleszar znalazł się więc w grupie lidera Behemotha, który po jego zejściu ze sceny chciał dowiedzieć się, o co tak naprawdę chodziło: _**Ja sie nie znam na dyskotekach, co on tam miał?**_ Kiedy Piasek zanucił największy przebój piosenkarza, Darski jedynie uśmiechnął się i zapowiedział, że "przeciągnie go na złą stronę".
Jak na pierwszy odcinek emocji było sporo, trzeba przyznać, że podano je w ciekawy, stonowany sposób. Myślicie, że taka formuła się przyjmie?