No dobra opiszę, miałam nie pisać, żeby sobie w ego nie ładować, bo tu nie ma żadnej mojej zasługi, raczej prezicwnie: przywiązanie do ego itp. Spałam sobie w najlepsze śniąc intencję pomocy innym. Jakoś musiał to podłapać jakiś bodhisattwa , bo ktoś pomf3gł wstać mi z ciała. Wstałam z trudem i nic nie widzę, stoję w ciemności. Wtedy ktoś dotknął moich oczu i bez ich otwierania zaczęłam widzieć otoczenie. Wszystko było jakieś rozedrgane i gęste jak w wodzie, przy mnie ktoś stał, ale patrzyłam na tego z drugiej strony: dziwny facet o niebieskiej skf3rze, jakby jakiś pusty od środka, stał bez żadnych atrybutf3w (to dla tych, ktf3rym skojarzył się z Buddą Medycyny, na ktf3rego inicjację się specjalnie potem wybrałam). Szczerze mf3wiąc, nie miałam czasu się mu przyjrzeć, bo zaczął mf3wić, że nie istnieję jako oddzielne ja , oddzielna świadomość. Mf3wienie to nic, jego świadomość jakoś oddziaływała na moją, moja zaczęła się częściowo dostrajać. Po prostu nagle z całą oczywistością stwierdziłam, że jestem jak bańka powietrza w oceanie, ktf3ry jest świadomością i wystarczy małe pyk żebym zlała się ze wszystkim w całość (co facet jeszcze głosem powtarzał, że nie istnieję). Poczułam, jak kruche jest to moje ja i poczucie oddzielenia. I być może zrobiła bym to pyk żeby poznać ten ocean, ale qrka musiało mi się przypomnieć. Nagle krzyknęłam: no, ale moment, a gdzie tu jest WJ? Dusza?????? (moje kochane WJ!!!) I wyprułam z miejsca (właściwie porwało mnie) w błyskawicznym pędzie. Znalazłam się na ziemi jako olbrzym wśrf3d małych ludzi, ktf3ry widzi daleko, ma bardzo szerokie horyzonty, wiedzę, ale . oczy utkwione w ziemi i poczucie ograniczenia, wewnętrzną potrzebę wyzwolenia się z ograniczonego istnienia, ktf3re powoduje cierpienie. Ech . Zaraz potem byłam z powrotem w cielsku totalnie zszokowana z pełnym kryzysem, załamaniem się systemu przekonań (