Czasami trudno powiedzieć, czym dokładnie kierują się producenci talent show w dobieraniu składu jury. Najlepszym przykładem jest chyba Maja Sablewska, menedżerka gwiazd słynąca głównie ze spektakularnych rozstań ze swoimi podopiecznymi czy Weronika "tancerka baletowa" Marczuk. W tym sezonie wszyscy zastanawiają się, co w Mam talent robi Robert Kozyra, nie mówiąc już o wielkiej ogólnonarodowej debacie o słuszności udziału satanisty-Nergala w The Voice of Poland.
Co najciekawsze, większość sędziów w tego typu programach jest święcie przekonana o swoich kompetencjach, które upoważniają ich najczęściej do ostrej krytyki, a nawet obrażania aspirujących do miana gwiazd uczestników. Nie wszyscy jednak, którym proponowano udział w tego typu przedsięwzięciach, są gotowi się na nie skusić. Należy do nich Katarzyna Nosowska, która nie widzi siebie ani w reklamie, a nie w telewizyjnym paśmie rozrywkowym.
- Reklamodawcy przyjmą panią z otwartymi ramionami.
- Mnie? Nie sądzę, by komponenty, z jakich się składam, mogły zagwarantować sprzedaż jakiegokolwiek produktu. Ale też bym nie chciała - mówi liderka zespołu Hey w rozmowie z Rzeczpospolitą.
- Można dorobić w telewizji.
- Dostałam propozycję jurorowania w jednym z show talentów. Odmówiłam. Nie czułabym się dobrze, decydując o czyimś: być albo nie być. Sama utrzymuję się w świecie muzycznym, nie mając niemal żadnej cechy z tych powszechnie uznawanych za niezbędne, by zaistnieć na scenie, zaskarbić sobie uwagę słuchaczy. Nie mnie odbierać ludziom prawo do marzeń.
Jak myślicie, twórcy którego programu widzieli Nosowską wśród jurorów?