Najwyraźniej Joanna Koroniewska odkryła swoje nowe powołanie. Od kilku tygodni krytykuje polski show biznes, wytykając celebrytom kompleksy i obsesje. Na początku września wyraziła publicznie zdziwienie, dlaczego z taką determinacją zabiegają o małe rólki w zachodnich produkcjach. Zobacz: "Skąd w Polakach tyle kompleksów?". Teraz postanowiła wypowiedzieć się na temat stylizacji kolegów i koleżanek po fachu.
Bawi mnie to, że ktoś ubierany przez stylistę zostaje uznawany za ikonę mody - wyznaje w tabloidzie. Tak bywa w każdym kraju, ale u nas jest to szczególnie napuszone. Przecież to stylistów powinni nagradzać, a nie osoby, które stosują się do ich zaleceń. Taka Angelina Jolie też za radą stylistki decyduje się na kreację Lacroix czy kogoś innego. A potem wszyscy się cieszą, że świetną wybrała sukienkę. Ale w naszych mediach obsesja wyglądu doszła do granic zdrowego rozsądku**.**
To chyba przytyk pod adresem samozwańczych modowych patroli, działających obecnie przy każdym magazynie kobiecym oraz w większości stacji telewizyjnych.
Po premierach sztuk słyszę tylko komentarze odnośnie strojów. Raz popełniłam "gafę", bo włożyłam buty, które śmiałam nosić już wcześniej, a raz podobno wyglądałam świeżo i promiennie, bo dobrze dobrałam kolor sukienki. Okazuje się, że najbardziej ważne było to, jak wyglądałam. To absurd - ocenia Koroniewska, która zresztą sama przyznaje, że tę wizerunkową obsesję obróciła na własną korzyść. Było to wtedy, gdy po powrocie z urlopu macierzyńskiego, zaszokowała wszystkich drastyczną zmianą fryzury i drapieżnym wizerunkiem. Śmieję się sama z siebie, bo odkąd mam inny kolor włosów, bardzo wiele się zmieniło. Zaczęłam dostawać inne propozycje ról. I to jest bardzo dziwne, bo myślałam, że będzie zupełnie odwrotnie.
Rozumiemy, że Koroniewska chce być rozpoznawana przede wszystkim dzięki swoim kreacjom filmowym. Kojarzycie jakąś poza _**M jak miłość**_? Tylko szczerze.