Szanse na wywinięcie się Conrada Murraya wymiarowi sprawiedliwości maleją z każdym dniem rozprawy. W piątek ratownik, który reanimował Michaela Jacksona zeznał, że osobisty lekarz piosenkarza zbyt długo zwlekał z wezwaniem pogotowia. Dodatkowo kłamał, że gwiazdor stracił przytomność dopiero chwilę wcześniej. Wczoraj w sądzie w Los Angeles zeznawały dwie lekarki, które zajmowały się Jacksonem zaraz po przewiezieniu go do szpitala.
Uważam, że Michael nie żył na długo przed przywiezieniem do szpitala – powiedziała Richelle Cooper. Pan Murray nie poinformował mnie, że podał pacjentowi propofol na chwilę przed tym, gdy ten przestał oddychać. To jednak bardzo wątpliwe, że mając taką informację, mogłabym cokolwiek zdziałać, dzięki czemu pacjent by żył.
Cooper zarekomendowała również, by w karcie Michaela wpisać 12:57 jako godzinę jego śmierci – ratownicy próbowali go wtedy reanimować w domu.
Nie podałam godziny zgonu w terenie. Pozwoliłam, by doktor Murray kontrolował sytuację i przywiózł Jacksona na ostry dyżur.
Druga lekarka, Thao Nguyen, zeznała, że również nie otrzymała informacji na temat leków, które przyjmował piosenkarz.
Zdecydowaliśmy się umieścić w sercu pacjenta specjalną pompkę. Podejrzewaliśmy, że to i tak nic nie pomoże. Murray ani razu nie wspomniał o propofolu podczas naszej rozmowy.
Przewiduje się, że proces potrwa jeszcze około czterech tygodni. Jutro w sądzie ma pojawić się osobisty asystent Jacksona. Czy on też będzie pogrążał lekarza?
Jak sądzicie, jaka kara byłaby sprawiedliwa za takie zaniedbania i ukrywanie prawdy przed lekarzami?