Tym razem mandat słusznie jej się należał. Kilka dni temu Małgorzata Socha pojawiła się na warszawskim Powiślu. Przyjechała po męża, Krzysztofa Wiśniewskiego. Nie mogła znaleźć wolnego miejsca parkingowego, więc... wjechała na trawnik. Nie uszło to uwagi straży miejskiej i kiedy Socha wraz z mężem wrócili do samochodu, stało już przy nim już dwóch funkcjonariuszy.
Nie wyglądali na zachwyconych widokiem kosztownego BMW na środku miejskiego trawnika. Jak donosi Super Express, aktorka postanowiła skorzystać ze znanej twarzy i podjęła próbę dyskusji. Tłumaczyła strażnikom miejskim, że nie mogła znaleźć miejsca, że inni też tak robią (w tym rzeczywiście miała rację), a trawa w takim miejscu i tak niespecjalnie rokuje.
W agrumentacji dzielnie wspierał ją mąż. W końcu zniecierpliwieni strażnicy dali im wybór: mandat lub sprawa w sądzie. Socha musiała spuścić z tonu i przyjąć mandat. Nie wiadomo, na jaka sumę opiewał. Za takie przewinienie przewidziana jest kara od 20 do nawet 500 złotych.
Dla aktorki taka suma nie będzie zapewne problemem. Większy kłopot może mieć z polskim przedstawicielstwem BMW. Socha, jako "twarz marki", powinna chyba bardziej pilnować, by pojawiała się ona w dobrym kontekście. A przynajmniej nie łamać przepisów w tak ostentacyjny sposób.
Myślicie, że dadzą jej za darmo kolejny samochód?