Alicja Bachleda-Curuś od dawna starannie planowała drugie urodziny synka, chcąc wynagrodzić mu nieobecność taty na ubiegłorocznej uroczystości. Tym razem uprzedziła Colina, że bewzględnie musi się pojawić na przyjęciu. Tym bardziej, że akturat tak się złożyło, że obydwoje skończyli pracę mniej więcej w tym samym czasie.
Alicja po zakończeniu zdjęć do Bitwy pod Wiedniem wróciła do Los Angeles niemal równocześnie z Farrellem, który w ostatnim czasie też był w rozjazdach.
Zdecydowali się zrobić Heniowi prezent w postaci przyjęcia urodzinowego z tatą i mamą u boku - mówi w rozmowie z Faktem osoba z rodziny Bachledów. Alicja nie do końca wierzyła, że to się uda, ale Colin tym razem dotrzymał słowa. To będzie kameralna uroczystość.
Jak myślicie, czy już mu wybaczyła, że zostawił ją samą z dzieckiem? Powinna się cieszyć, że dotrzymał słowa przynajmniej tym razem?