Wczoraj odbyło się kolejne posiedzenie sądu, który ma ostatecznie wydać wyrok w sprawie oskarżenia Conrada Murraya o spowodowanie śmierci Michaela Jacksona. Prokurator przedstawił nowe dowody, które stawiają osobistego lekarza gwiazdora w bardzo niekorzystnym świetle, ale ujawnił także kilka szczegółów z osobistego życia piosenkarza. Rodzina Jacksonów już zaprotestowała przeciwko ujawnianiu niektórych faktów. Najwięcej kontrowersji wywołała porcelanowa lalka wielkości niemowlaka, z którą spał Michael, oraz znaleziona w apartamencie zakrwawiona koszulka.
W łóżku obok ciała martwego Jacksona policjanci znaleźli porcelanową lalkę, bez której piosenkarz ponoć nie był w stanie zasnąć. Obrońca Murraya zasugerował zbadanie lalki pod kątem obecności… spermy. Prokuratura zaprotestowała, twierdząc, że to nie ma związku z dochodzeniem i ma jedynie posłużyć oczernianiu tragicznie zmarłego gwiazdora. Równie wiele emocji wywołała zakrwawiona koszulka, którą funkcjonariusze znaleźli w apartamencie Michaela w dniu jego zgonu.
Podkoszulek, który nadal posiada metkę, został zbadany i stwierdzono, że znajduje się na nim krew Jacksona. Murray zeznał, że został on użyty do wytarcia krwi z podłogi. Problem w tym, że wcześniej lekarz ani razu nie wspomniał, że przed śmiercią piosenkarz miał krwotok. Koszulka została znaleziona ukryta głęboko w szafie wraz ze sporym zapasem środków nasennych oraz propofolu.
Nowy dowód w sprawie tragicznej i nagłej śmierci Michaela pasuje do teorii jego siostry. La Toya nadal utrzymuje, że jej brat został zamordowany, a całą sprawę próbuje zatuszować grupa wysoko postawionych lekarzy.