Pozycja Mai Sablewskiej jako jurorki X Factor została mocno zachwiana, gdy tuż przed startem programu z jej usług zrezygnowały Edyta Górniak i Marina Łuczenko. Pierwsza miała problem z faktem, że menedżerka ma inny poważny projekt na głowie, druga twierdziła, że miała kłopoty, by się w ogóle z nią skontaktować.
Chwilę potem w prasie pojawiły się informacje, że jej trzy byłe podopieczne szykują wspólnie pozew przeciwko byłej agentce. Ta twierdziła jednak, że "na wszystko ma papiery".
Nie jestem osobą zawistną, nie lubię odbijać piłeczki, a już na pewno nie w tym samym stylu, co moi przeciwnicy - zapewnia w rozmowie z dwutygodnikiem Flesz. Potrafię się bronić, ale rodzice zawsze mi mówili, że zło zwalcza się dobrem. Wiem, że brzmi to patetycznie, ale tak jest. Nieszczęśliwi są ci, którzy tego nie potrafią. Nie ukrywam – byłam zła, ale nie warto było krzyczeć. Może nie zła, ale rozczarowana. Tym, jak moje byłe artystki mówią o mnie.
- Złamały ci serce?
- Czy ja wiem? Trochę. Bardzo wszystkie lubiłam i szanowałam. Uwielbiałam pracować z Dodą. Edyta była dla mnie wyzwaniem. Marinie z kolei chciałam pomóc, bo była w nieciekawej sytuacji, kiedy ją poznałam. Dawałam z siebie sto procent i nagle, kiedy chciałam zrobić zawodowy krok na przód, dostałam w twarz. "X Factor" był dla mnie mocnym fundamentem rozwoju, a im silniejszy menedżer, tym silniejsza pozycja artysty.
Sablewska twierdzi, że do udziału namówił ją jej "absolutny autorytet" Edward Miszczak, który na nią nakrzyczał, gdy powiedziała, że się waha.
Miałam wątpliwości, które szybko rozwiał mój absolutny autorytet Edward Miszczak - mówi delikatnie się podlizując. Pomógł mi też Kuba Wojewódzki. Powiedział, że powinnam wziąć udział w "X Factorze", bo wtedy moje artystki zobaczą moje prawdziwe możliwości. I będę rosła w siłę jako menedżer - kontynuuje.. W końcu, biorąc wszystkie za i przeciw, podjęłam wyzwanie i zgodziłam się na propozycję Edwarda Miszczaka.
- A może po prostu zrobiłaś to dla kasy?
- Nie był to cel, ale również i to miało znaczenie. Moje artystki były w fazie przygotowań płyt, więc nie grały koncertów. Skąd i ja miałam mieć pieniądze? - pyta retorycznie. Moi rodzice nie dają mi kieszonkowego. Nie mam milionów na koncie i sześciu mieszkań. Żyję normalnie, jak większość, na kredyt. Ale nawet po zakończeniu show, mimo że program okazał się sukcesem, miałam dylemat, czy dobrze zrobiłam. Moja sytuacja zawodowa się bardzo zmieniła.
Dalej mówi jednak jak osoba wielkiego sukcesu, że nie jest pewna, czy chce jej się występować w drugiej edycji:
Zastanawiam się... Jestem w takim momencie życia, że już nic nie muszę.
Zgadzacie się, że naprawdę osiągnęła już wszystko?